Artykuł sponsorowany

„Camper” wkrótce w kinach. Z Dagmarą Brodziak rozmawialiśmy o kreacji, która wymagała porzucenia kontroli [WYWIAD]

Autor: Anna Rupacz
09-12-2025
„Camper” wkrótce w kinach. Z Dagmarą Brodziak rozmawialiśmy o kreacji, która wymagała porzucenia kontroli [WYWIAD]
fot. kadr z filmu „Camper” / materiały prasowe Galapagos Films
Już 12 grudnia do kin trafi „Camper”, czyli eksperymentalna opowieść o czwórce trzydziestolatków zagubionych między wolnością a potrzebą bezpieczeństwa. Jedną z głównych ról gra nagrodzona na Festiwalu Młodzi i Film Dagmara Brodziak, która w rozmowie z nami opowiada o grze w totalnej niewiedzy i o tym, jak filmowa podróż stała się dla niej osobistym przełomem.
Robert i Klaudia borykają się z problemami w związku. On inwestuje w start-up, który powoli przestaje mieć szansę na sukces. Tymczasem ona, zajmująca wysokie stanowisko w korporacji, czuje się wypalona. Niespodziewanie odwiedzają ich dawny znajomy Filip, beztroski surfer i nieprzewidywalna artystka Wera. To spotkanie, początkowo niewinna kolacja, przeradza się w spontaniczną wyprawę kamperem z Polski aż do Madrytu.
„Camper” to eksperymentalny film psychologiczny. Zamysłem twórców było stworzenie portretów czwórki bohaterów oraz zaprojektowanie fabuły, która rozwija się na kilka alternatywnych sposobów – w zależności od tego, co wydarzy się po drodze. Aktorzy znali jedynie te informacje o swoich postaciach i współtowarzyszach, które były im niezbędne. W całości improwizowane dialogi i dokumentalny styl sprawiają, że bohaterowie odkrywają siebie nawzajem w czasie rzeczywistym, a autentyczne zdarzenia, także te zupełnie nieplanowane, stają się punktami zwrotnymi ich historii.
fot. kadr z filmu „Camper” / materiały prasowe Galapagos Filmsfot. kadr z filmu „Camper” / materiały prasowe Galapagos Films
Kamera, prowadzona niemal bez przerwy jednym szerokokątnym obiektywem, wnika w emocje aktorów, którzy poznają sekrety swoich postaci dopiero wtedy, gdy muszą się z nimi zmierzyć. Przypadkowo napotkani ludzie i miejsca naturalnie wplatają się w opowieść o poszukiwaniu sensu i odwagi, by zmienić własne życie.
Z Dagmarą Brodziak, odtwórczynią roli Klaudii, rozmawialiśmy o pracy nad filmem i wyzwaniach, które za sobą niósł.
Jak wyglądało wejście w rolę w sytuacji, gdy nie znałaś wszystkich faktów o swojej bohaterce i jej współtowarzyszach? Co było dla Ciebie najbardziej ekscytujące, a co najtrudniejsze w takim procesie?
Dagmara Brodziak: Najbardziej ekscytujące w tym procesie było to, że mogłam wejść w rolę w sposób stuprocentowo organiczny, dokładnie tak, jak żyjemy na co dzień. W życiu nie wiemy, co wydarzy się za minutę, jak zareagujemy, co poczuje druga osoba, jakie emocje obudzi w nas sytuacja, w którą wpadniemy. I dokładnie tak samo funkcjonowałam podczas kręcenia „Campera”: praktycznie nie wychodziłam z postaci, żyłam jej życiem w czasie rzeczywistym, w totalnej niewiedzy, co przyniesie kolejna sekunda.
To była niesamowita wolność. Taka immersja, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam – bycie w postaci nie poprzez zaplanowany łuk dramatu, tylko poprzez prawdę chwili. Tak jakby film dział się naprawdę i moje reakcje były w stu procentach nowe, świeże, nieprzewidywalne. Najtrudniejsze było zaufanie. Zaufanie procesowi, zaufanie reżyserowi Łukaszowi Suchockiemu, ekipie, partnerom i sobie samej. Bo jako aktorka pierwszy raz pracowałam nad rolą, której… nie znałam końca. Normalnie wiem, skąd postać startuje i dokąd zmierza, z czego wynika jej przemiana. A tutaj miałam tylko początek: jej fizyczność, jej wrażliwość, jej serce, jej wstydy, strachy i pragnienia. Nic więcej.
To było jak życie: znam siebie, właściwie to poznaje siebie, ale nie wiem, co wydarzy się jutro. I tak właśnie funkcjonowałam w „Camperze”. Dlatego największym wyzwaniem było odpuszczenie kontroli i pełne wejście w niewiedzę. Ale kiedy już to zrobiłam wydarzyła się magia.
Twoja postać jest nieprzewidywalna, pełna energii, ale skrywa swoje sekrety. Jak budowałaś jej psychologię, mając jedynie wycinkowe informacje o roli, a resztę odkrywając dopiero w trakcie zdjęć?
Tworzyłam tę postać trochę tak, jak poznaje się człowieka w prawdziwym życiu, czyli krok po kroku. Nie miałam pełnej wiedzy, więc każda sytuacja, każda improwizacja odkrywała przede mną nową warstwę jej psychiki. To była chemia chwili, nie konstrukcja. To, że była nieprzewidywalna, wynikało z prawdy tu i teraz. Nie dlatego, że coś zaplanowałam. Po prostu nią byłam. Reagowałam tak, jak ona reagowałaby w danej sekundzie. To było super organiczne.
I prawdą też jest to, że Klaudia była mi bardzo bliska. To nie była rola, którą „stworzyłam”, tylko część mnie, którą odkryłam. Ona już była we mnie, ja tylko pozwoliłam jej wyjść na powierzchnię. Pomogły nam w tym wyjątkowe próby z reżyserem i twórcami, które nie polegały na ćwiczeniu scen, ale na budowaniu fundamentu postaci: jej historii, jej psychologii, jej emocjonalnego kręgosłupa. Dzięki temu wchodząc do kampera, miałam jej świat w głowie, sercu i ciele, a reszta wydarzyła się sama.
Czy pamiętasz scenę, w której improwizacja poprowadziła Cię w zupełnie nieoczekiwaną stronę?
Tak. Najbardziej nieoczekiwanym momentem dla mnie były wysoko emocjonalne sceny kłótni z moim filmowym partnerem. W jednej z nich improwizacja poprowadziła mnie w stronę tak surowej, niekontrolowanej emocji, że całkowicie dałam się porwać tej “kurwicy”, która we mnie wtedy wybuchła. To było coś więcej niż „emocja postaci” to był miks wszystkich moich insecurities, zarówno jako Klaudii, jak i Dagmary.
W pewnym momencie naprawdę zaczęłam tracić orientację: Czy złość, którą czuję, należy do postaci czy do mnie? Czy to Klaudia jest zazdrosna i niepewna, czy ja? Czy coś we mnie pęka jako aktorce czy jako bohaterce? Granica całkowicie się zatarła.
I właśnie wtedy zrozumiałam, jak bardzo w tym filmie rzeczywistość zaczęła mieszać się z filmem, a film z moją rzeczywistością. To był bardzo intensywny, mocny proces. Momentami nawet niebezpieczny, jeśli człowiek nie trzyma dobrej kotwicy. Na szczęście wyszłam z tego na prostą, ale ta scena została we mnie do dziś, jako przykład tego, jak daleko może nas zaprowadzić prawdziwa, nieugrzeczniona improwizacja.
fot. kadr z filmu „Camper” / materiały prasowe Galapagos Filmsfot. kadr z filmu „Camper” / materiały prasowe Galapagos Films
Wspólnie z Aleksandrą Jachymek, zostałaś nagrodzona w kategorii odkrycie aktorskie na Festiwalu Młodzi i Film. Jury doceniło „wiarygodny portret młodych współczesnych kobiet” i „niezwykłą chemię” Waszych kreacji. Jak odebrałaś to wyróżnienie i co ta nagroda dla Ciebie znaczy na obecnym etapie kariery?
To wyróżnienie było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i jednocześnie jednym z najbardziej wzruszających momentów w mojej dotychczasowej karierze. Kiedy dowiedziałam się, że razem z Olą Jachymek zostałyśmy nagrodzone, poczułam coś między niedowierzaniem a ogromną, cichą dumą. „Camper” był projektem, którego bardzo się bałam właśnie przez jego improwizowaną, nieprzewidywalną formułę. Wchodziłam w niego z drżącym sercem, totalnie odpuszczając kontrolę i ryzykując wszystko, co jako aktorka uważam za „bezpieczne”. I dlatego ta nagroda była dla mnie jak piękny dowód na to, że warto iść w stronę strachu. Że czasem największe skoki w nieznane przynoszą największe nagrody nie tylko te fizyczne, ale też te wewnętrzne. Byłam mega szczęśliwa. Dumna z nas wszystkich. I bardzo wzruszona, że jury poczuło tę chemię, którą naprawdę między sobą miałyśmy. Na tym etapie kariery ta nagroda jest dla mnie potwierdzeniem, że moja droga bardziej ryzykowna, bardziej intuicyjna, mniej „pod linijkę” ma sens. Że moje miejsce jest tam, gdzie jest prawda, ryzyko i odwaga. To było dla mnie wielkie „tak”. Tak od świata, tak od ludzi, tak od twórczości. I zabrałam to „tak” dalej do kolejnych projektów.
W uzasadnieniu nagrody pojawia się pytanie o godzenie potrzeby wolności z potrzebą bezpieczeństwa. Czy to napięcie było dla Ciebie kluczem do zrozumienia swojej bohaterki?
 
Tak, to napięcie było absolutnym kluczem do zrozumienia mojej bohaterki i, szczerze mówiąc, również do zrozumienia samej siebie. Klaudia żyje dokładnie pomiędzy tymi dwoma pragnieniami: potrzebą wolności, która pcha ją w stronę ruchu, intensywności i chaosu, oraz potrzebą bezpieczeństwa, stabilności i emocjonalnego oparcia. I ja to w niej bardzo czułam, bo to jest konflikt, który ma dziś ogromna część naszego pokolenia. Chcemy czuć, że świat stoi przed nami otworem, ale jednocześnie pragniemy miejsca, w którym możemy bezpiecznie wylądować. Podczas kręcenia „Campera” sama wchodziłam w dokładnie ten sam proces. Nie wiedziałam, dokąd zmierza moja postać, co ją otworzy, co zrani – to był permanentny balans między pragnieniem wolności a potrzebą zakorzenienia. I właśnie w tym balansie odnalazłam jej prawdę.
Co ciekawe, prawie trzy lata po zakończeniu zdjęć nadal czuję, że te dwie potrzeby ścierają się we mnie non stop. To jest moja najbardziej osobista oś poszukiwań wewnętrznych. Nadal nie wiem, gdzie leży granica między potrzebą normalności i poczucia bezpieczeństwa, a potrzebą absolutnej nienormalności skrajności, emocji, życia na 1500%.
Wspólna podróż bohaterów ujawnia ich wady, sekrety i skrywane potrzeby. Jak wyglądała Twoja relacja z pozostałą trójką aktorów podczas pracy nad filmem? Czy improwizacja pomogła Wam szybciej zbudować zaufanie i autentyczną chemię?
Relacja z pozostałą trójką aktorów była absolutnie kluczowa, bo w takim filmie jak „Camper” nie da się niczego udawać. Improwizacja wszystko obnaża: napięcia, chemię, wątpliwości i instynkty. Paradoks polega na tym, że właśnie dlatego pomaga zbudować zaufanie o wiele szybciej niż klasyczny plan filmowy. Od pierwszych chwil byliśmy razem wrzuceni w sześć metrów kwadratowych kampera, w drogę, w niewiedzę  i to natychmiast stworzyło między nami intymność. Nie mieliśmy tekstu, za którym można się schować. Musieliśmy polegać wyłącznie na sobie i na prawdzie chwili. Z Olą Jachymek złapałyśmy niezwykłą, organiczną chemię. Ona jest odważna, rytmiczna, autentyczna i ma w sobie gotowość wskakiwania w emocje bez asekuracji. To otwierało mnie każdego dnia coraz bardziej. A z Michałem Krzywickim… Cóż, w tamtym czasie byliśmy naprawdę parą. Więc ta filmowa dynamika, napięcia, czułości, wszystkie rozkminy i mikrokonflikty to wszystko miało dodatkową, bardzo realną warstwę. W pewnym sensie przechodziliśmy coś w rodzaju terapii par na planie, bo improwizacja natychmiast ujawnia prawdę: co w nas pracuje, co boli, co kochamy, czego się boimy. To, co widzi kamera, wynikało z realnych uczuć, z prawdziwej historii, z naszej relacji w tamtym momencie życia.
Z Szymonem Milasem również bardzo szybko wypracowaliśmy wrażliwość i dynamikę opartą na słuchaniu i wzajemnej otwartości, każdy z nas wniósł inną energię, która finalnie stworzyła napięcie tej czwórki bohaterów. Improwizacja sprawiła, że zaufanie między nami rosło z dnia na dzień, bo każda kłótnia, każdy wybuch śmiechu, każda cisza była prawdziwa. Myślę, że chemia, którą widzowie czują na ekranie, jest właśnie wynikiem tego, że przez te trzy tygodnie byliśmy dla siebie wszystkim: partnerami, lustrem, wyzwaniem, wsparciem i katalizatorem emocji. Kamera po prostu to uchwyciła.
„Camper” w kinach od 12 grudnia.
FacebookInstagramTikTokX