Gosia Kępa: „Zachwyt jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów procesu twórczego” [WYWIAD]

04-12-2025
Gosia Kępa: „Zachwyt jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów procesu twórczego” [WYWIAD]
fot. Natalia Krata
Gosia Kępa jest artystką wizualną, fotografką, studentką Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, absolwentką psychologii. W swojej twórczości korzysta z różnych mediów, eksploruje pracę z fotografią, tkaniną, rysunkiem, performansem. Dużo uwagi poświęca naturze – oddaje jej głos, współistnieje z nią i zachwyca się jej formami. Bada również jej potencjał twórczy.
Materiał pochodzi z numeru K MAG 124 Challengers, tekst: Pamela Adamik.
W twojej twórczości bardzo doceniam tematykę relacyjności z naturą i oddawanie jej głosu. Swoją najnowszą pracę poświęciłaś mokradłom, wcześniejsze rzekom. Woda ewidentnie cię przyciąga.
Tak, zdecydowanie. W swoich projektach często poruszam wątki akwatyczne. „Wetland”, moja najnowsza praca o mokradłach, ukazuje ważność tego ekosystemu. Sama wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak cenne i niemożliwe do zastąpienia są to miejsca. Przy okazji tej pracy sięgnęłam po książkę Jana Mencwela „Hydrozagadka. Kto zabiera polską wodę i jak ją odzyskać”. Przedstawione tam dane są porażające – osiemdziesiąt pięć procent polskich mokradeł zostało osuszonych i przemienionych na grunty rolne albo tereny pod zalesienia. Wydaje mi się, że w świadomości społecznej mokradła, bagna i torfowiska zajmują niskie stanowisko, plasuje się je w kategorii nieużytków. To wielka strata dla nas wszystkich. Brakuje edukacji, informacji o tym, jak wiele zawdzięczamy tym miejscom i jak wiele nam zagraża, jeśli wciąż będą osuszane. System wodny, a dokładnie rzeki, eksplorowałam również w projekcie „Mów mi rzeko”, traktującym o spotkaniu i dialogu z rzeką, szczególnie z mniejszymi dopływami, strugami, ciekami. Tworzę go, jak lubię to nazywać, „w duchu rzecznej demokracji”, oddając głos i uważność mniejszym akwenom. Dbałość o tereny rzeczne powinna uwzględniać mniejsze, często zapomniane dopływy, które wpływają na stan większych rzek – są ze sobą połączone.
„Mów mi rzeko – Bystrzyca”, fot. Wojciech Lewandowski„Mów mi rzeko – Bystrzyca”, fot. Wojciech Lewandowski
Mam wrażenie, że twoje pierwsze prace skupiały się na zachwycie naturą, z kolei ostatnie ewoluują w kierunku podnoszenia świadomości ekologicznej, pokazywania nieodwracalnych zmian i zagrożeń. Czy też to zauważasz?
Piękne jest to, co powiedziałaś! Nie było to moim planem ani świadomą konstrukcją kolejnych projektów. Zachwyt jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów procesu twórczego, a natura stanowi główne źródło inspiracji. Te zachwyty nad formą organiczną i jej połączeniami są najbardziej widoczne i obecne, ale jak celnie zauważyłaś – zmienia się narracja: wychodząc od zachwytu, przechodzę do przedstawienia konkretnego problemu. Wydaje mi się, że najcenniejsza w sztuce jest możliwość opowiadania o bardzo ważnych kwestiach za pomocą narzędzi, które nie są dostępne w innych dziedzinach. Opowiadania w taki sposób, aby wiele osób mogło to usłyszeć. To dla mnie najbardziej poruszające. Chciałabym, żeby moja sztuka miała taki odzew, i cieszę się, że to widzisz.
Dziękuję. Wróćmy jeszcze do projektu „Mów mi rzeko”, cyklu spotkań i rozmów z rzekami. Skąd wziął się pomysł i narzędzia, których używałaś do przeprowadzenia tych rozmów?
Pomysł zrodził się w ramach Pracowni fotografii relacyjnej – tam zaczęłam się zastanawiać nad moją relacją z rzeką. Jestem dzieckiem powodzi, urodziłam się w 1997 roku w Świdnicy na Dolnym Śląsku i żywioł wody od zawsze był mi bliski. Rozważałam, jak mogę poruszyć temat tego związku. Widzę duży potencjał w poszukiwaniu rzeki w sobie, ale i siebie w rzece. Główną inspirację całego procesu, także części performatywnej, będącej kluczowym elementem projektu, stanowiła praca Tima Knowlesa „Tree Drawings”. To angielski artysta, który przywiązuje do gałęzi różnych drzew mazaki, podstawia pod nie sztalugę i zostawia ją na jakiś czas. Następnie wraca i odbiera od drzewa rysunek. Chciałam też złapać rysunek obecności, ale nie za pomocą biernej rejestracji, lecz bezpośredniego spotkania rzeki ze mną. Za pomocą bardzo prostego narzędzia – dwóch kijków przymocowanych na brzegach rzeki z umiejscowioną pośrodku bojką, do której została wbita gałązka z markerem – jestem w stanie uchwycić to, co rzeka chce mi powiedzieć. Prowadzę dialog, w ramach którego rzeka mówi, a ja uważnie słucham. To bardzo poruszający i medytacyjny proces – o zanurzeniu dosłownym w rzece i zanurzeniu w tej chwili.
fot. Łukasz Gdak/PCDfot. Łukasz Gdak/PCD
Co ci powiedziała rzeka?
To zupełnie otwarty wątek. Bardzo mnie porusza, jak różne osoby oglądające rysunki je interpretują. Kilkukrotnie słyszałam o odbiorze prac jako autoportretu rzeki, który stworzyła z moją pomocą. Autoportretu pokazującego, że razem współistniejemy.
Działasz w obszarze różnych mediów, jednak odnoszę wrażenie, że najwięcej miejsca w swojej twórczości poświęcasz tkaninie.
To ciekawe, bo nigdy nie miałam zajęć z tkaniny artystycznej. Zaczęłam pracę z tym medium intuicyjnie i mam wrażenie, że znajduję w nim dużą dawkę czułości. Praca z tkaniną to źródło wielu zaskoczeń. Pierwszy raz użyłam tkaniny w projekcie „Symbioza” – były to bawełniane chusteczki, które kojarzą mi się z tatą, także to osobiste odniesienie. Czuję, że tkanina zawsze jest istotnym elementem opowieści, nie tylko tworzywem. Oddaje rodzaj intencji i celowości. Z drugiej strony jest mocno nieprzewidywalna. To poruszające i zadziwiające w kontekście mojego procesu twórczego. Jestem perfekcjonistką, lubię mieć rzeczy pod kontrolą. Surowo oceniam też to, co robię. A jednak coś mnie ciągnie do metod trudnych do kontroli, wymagających odpuszczenia.
Czyli de facto działasz terapeutycznie.
Tak, zdecydowanie, to nieintencjonalny wątek arteterapii. Lubię też sensoryczne doznania, a praca z tkaniną taka jest. Jest o doświadczaniu i to jest w niej fantastyczne.
Masz jakieś dalsze plany artystyczne?
Dużym planem artystycznym jest dyplom magisterski, który czeka mnie w przyszłym roku. Czuję, że chciałabym rozwinąć projekt „Cień Ziemi”, przyjrzeć się własnym korzeniom, odwiedzić Targanice, z których pochodzi moja babcia. Cieszę się też, że wraca do mnie fotografia. Na moim dyplomie licencjackim pojawiło się tylko jedno zdjęcie, pomimo studiów na Wydziale Fotografii, co pokazuje, jak wspaniale Uniwersytet Artystyczny wspiera w eksplorowaniu różnych mediów.
Brzmi jak powrót do korzeni. Nie tylko tych z dzieciństwa, ale także twórczych.
To prawda! Wrócę też do relacji z drugim człowiekiem – o tym zawsze była i jest dla mnie fotografia. O relacyjności.
FacebookInstagramTikTokX