Warto też podkreślić, że era Blazy'ego w Chanel to spotkanie współczesności z prawdziwym duchem domu mody – tym, o którym niektórzy z nas mogli na moment zapomnieć. Owszem, znamy Chanel z pereł, garniturowych sylwetek, militarnych inspiracji i ikonicznego tweedu. Ale czy pamiętamy, że marka zawsze była też związana ze zwierzęcym printem? Ten leopard, który wstrząsnął wybiegami kilka sezonów temu i nie zamierza ustąpić miejsca w najbliższej przyszłości, to także Chanel. Blazy jedynie przypomina nam o tym z właściwą sobie pewnością i świeżością.
Historia zwierzęcych printów w Chanel sięga osobistej fascynacji Coco Chanel motywami zaczerpniętymi ze świata natury. Urodzona pod znakiem Lwa, darzyła szczególną sympatią wzory animalistyczne – zwłaszcza lamparcie cętki – które stały się jej prywatnym talizmanem i naturalnie przeniknęły do języka marki. Coco wykorzystywała je w wielu swoich projektach: nie tylko w ubraniach, lecz także w biżuterii, traktując je jako symbol siły, zadziorności i ponadczasowej elegancji. Sama zresztą od czasu do czasu sięgała po dzikie cętki, traktując je jak subtelny, ale znaczący statement.
W swojej kolekcji Blazy nawiązuje do tego motywu, odwołując się do ikon manhattańskiej elegancji: Jackie O, Carolyn Bessette-Kennedy czy Barbry Streisand. To właśnie Streisand w 1966 roku stworzyła słynny kostium w lamparci wzór i zleciła jego wykonanie firmie Reiss & Fabrizio. Inspiracją były poduszki w panterę, którymi ozdabiała swoją sypialnię. Ten moment przeszedł do historii, bo to właśnie w tym stroju Streisand zaprezentowała się podczas pokazu nowej kolekcji Chanel, tworząc jedno z najbardziej kultowych spotkań popkultury z estetyką domu mody.
Oprócz zwierzęcych printów, Matthieu Blazy zaszczycił nas również błyskotliwymi odniesieniami do współczesności i popkultury: ikonicznymi koszulkami „I ♥ NY”, ręcznie robionymi swetrami Superman, tyle że z logo Chanel zamiast charakterystycznego „S” oraz tygrysimi motywami podanymi z typową dla siebie ironią. Wszystko to osadzone w scenerii nowojorskiego metra, gdzie za jedyne 2,90 dolara można dotrzeć niemal wszędzie w obrębie pięciu dzielnic. A to oznacza jedno: ogromne, tętniące życiem zagęszczenie osobowości, kultur, stylów, klas i historii.
Blazy świetnie to uchwycił, projektując sylwetki dla kobiet o różnych korzeniach – tych urodzonych w Nowym Jorku, ale też tych pochodzących z Bliskiego Wschodu, Europy czy Azji. Najlepszym dowodem jest Bhavitha Mandava, pierwsza indyjska modelka, która otworzyła pokaz Chanel. To znaczący moment – i to już w zaledwie drugiej kolekcji Blazy'ego dla domu mody.
Pasja Matthieu Blazy’ego do tworzenia wyrazistych postaci była obecna już w jego pracach dla Bottegi Venety. W Métiers d’Art – nazwie, która dosłownie oznacza rzemiosło artystyczne – projektant kontynuuje tę opowieść, bawiąc się fakturą, złudzeniem i techniczną maestrią. To, co na pierwszy rzut oka wygląda jak denim, okazuje się jedwabiem. To, co wydaje się codziennością, w rzeczywistości jest luksusem najwyższej próby. Blazy świadomie igra z percepcją, tworząc nie tyle ubrania, ile charakterystyczne, niemal filmowe osobowości ubrane w kolekcje z szafy tej samej kobiety.
W Métiers d’Art 2026 Blazy nie tylko projektuje ubrania – on tworzy nową narrację o tym, kim dziś jest kobieta Chanel. Ona nie stoi na piedestale, nie przechadza się po marmurach. Ona jedzie metrem, śmieje się, pracuje, żyje – w ubraniach, które łączą mistrzowskie rzemiosło z bezczelną świeżością popkultury. Jeśli ktokolwiek wątpił, czy Chanel może ponownie stać się marką kulturotwórczą, Blazy właśnie udzielił odpowiedzi. Głośnej, błyskotliwej i absolutnie nie do przeoczenia.