Magdalena Lamparska: „Macierzyństwo pokazało mi, że świat bez kobiet nie istniałby i że musimy zacząć o siebie walczyć, bo jesteśmy istotami, które tworzą cuda” [WYWIAD]

Autor: Monika Kurek
16-07-2025
Magdalena Lamparska: „Macierzyństwo pokazało mi, że świat bez kobiet nie istniałby i że musimy zacząć o siebie walczyć, bo jesteśmy istotami, które tworzą cuda” [WYWIAD]
fot. fot. Dorota Szulc
Jest artystką, aktorką, gwiazdą. Matką, żoną, przyjaciółką. Jest także babką w formie. I w prawdziwym życiu i na papierze, bo taki tytuł nosi jej książka ze słodkimi przepisami na każdą porę roku.
Ale „Babka w formie” to coś więcej niż książka. Magdalena Lamparska jest jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. Ma na koncie role w filmach „Azyl”, „Alicja i żabka”, „Poskromienie złośnicy” czy serii „365 dni”, a także popularnych serialach takich jak „39 i pół” oraz „Śleboda”. Projekt „Babka w Formie” dojrzewał w niej przez lata i dopiero teraz odważyła się wyjść z nim na świat. To przestrzeń, którą odnalazła pomiędzy totalnie skomplikowanym, emocjonalnym i niepoukładanym, światem aktorstwa a uporządkowaną, powtarzalną codziennością domowego życia.
Babka w Formie nie zawsze jest w formie – i to jest jej integralna część. Babka w Formie trzyma nogi na stole, bo ma na to ochotę. Babka w Formie będzie także miała swój film – Magdalena zdradziła, że pracuje już nad scenariuszem! Z Magdaleną rozmawiamy byciu (i nie byciu) w formie, pamięci zmysłowej, przełamywaniu stereotypów, łączeniu tradycji z rzeczywistością, a także stawianiu granic.

„Od zawsze byłam bardzo kolorową osobą. Kiedyś tłamsiłam ten kolor, bo czułam, że muszę być czarna, żeby być wybitna. A nie muszę”

Miałaś wiele zainteresowań jako dziecko?
Od dziecka zajmowałam się różnymi sztukami. Malowałam, wyklejałam, tworzyłam kartki, robiłam batik (japońska sztuka barwienia płótna). Zainteresowanie malarstwem zostało ze mną do tej pory. Zdawałam historię sztuki na maturze, bo dawali za to dodatkowe punkty przy rekrutacji do niektórych szkół teatralnych. Malarstwo zawsze mnie zachwycało – to niezwykłe, jak można uchwycić życie na płótnie. Później, gdy przyszło aktorstwo, moja pasja malowania odeszła na boczny tor. Aktorstwo opiera się na ekspresji cielesnej; to sztuka przez ciało. Chociaż przy tworzeniach moich postaci często się inspiruję malarstwem.
A malujesz jeszcze czasem?
Wracam właśnie do malowania.
Twój ulubiony nurt to…
Uwielbiam impresjonizm, jednak bardziej ukochuje sobie nie nurty a malarzy czy malarki. Ważna jest dla mnie kreska, która zawsze budzi jakieś emocje. Ubóstwiam Van Gogha oraz Salvadora Dalí, który jeszcze za życia stworzył swoje muzeum w Figueres. Przyszedł i powiedział: „Będę znany, proszę dać mi budynek”. Uwielbiam też polską malarkę – Olgę Boznańską. Moją pasją jest odwiedzanie muzeów z malarstwem. Tam zawsze zatrzymuje się czas i wtedy sztuka może mówić. „Babka w formie” zachęciła mnie do tego, aby wrócić do malarstwa.
Jeżeli masz jeszcze jakieś ukryte talenty, to teraz jest moment, aby się przyznać.
Projekt „Babka w formie” dopiero się rozkręca. Wydałam tę książkę samodzielnie, pracuję już nad scenariuszem do filmu. Częścią projektu jest koncept rzeczy ładnych do domu. Obecnie tworzę kolekcję „Dolce Vita", która będzie niedługo dostępna. Znajdują się w niej obrusy, podkładki, rzeczy, które w odważny sposób nadają ton historii wokół stołu. Od zawsze byłam bardzo kolorową osobą. Kiedyś tłamsiłam ten kolor, bo czułam, że muszę być czarna, żeby być wybitna. A nie muszę. Mogę być kolorowa, taka, jaka jestem. Najważniejsze to być sobą.
Jak wyglądał twój dom?
Mój dom pachniał domowym jedzeniem i ta tradycja spotkań przy stole była bardzo ważna. Dziś, gdy jestem dorosła, stół dalej jest bardzo ważnym miejscem spotkań, gdzie rozmawiamy i gdzie tworzą się wspomnienia. Tak to się zaczęło. Kwintesencją „Babki w formie” jest połączenie tradycji oraz nowoczesności. To próba dotarcia do kobiet, które czują potrzebę zmiany stereotypów wokół stołu, ale nie wiedzą, od czego zacząć. To nie jest książka wyłącznie o gotowaniu. Weźmy choćby moją postać, która na okładce trzyma nogi na stole. Nie widziałam żadnej książki kucharskiej, która tak by się prezentowała (śmiech). Zależało mi, aby przełamywać stereotypy, które panują w polskiej kulturze.
fot. Dorota Szulc

„Czas, kiedy można opiniować czyjś wygląd, styl życia jest już passe. Jedyne, co robią te rodzinne tezy przy stole, to sprawiają, że ktoś czuje się gorzej”

Czyli jakie?
Kiedy przyjeżdżamy same do babci lub cioci na urodziny, to zawsze jest pytanie: „A gdzie chłopak?”. Jak jest chłopak, to potem: „Kiedy ślub?”. Jak jest ślub, to: „Kiedy dzieci?”. A później: „Kiedy drugie?”, „Dlaczego tak karmisz?”. Te wszystkie pytania to tak naprawdę otwarte opinie, przekazywane z pokolenia na pokolenie stereotypy, które nic nie wnoszą. Czas, kiedy można opiniować czyjś wygląd, styl życia jest już passe. Jedyne, co robią te rodzinne tezy przy stole, to sprawiają, że ktoś czuje się gorzej. I teraz pytanie, czy jesteśmy na tyle asertywne, aby wyrazić sprzeciw, gdy ktoś nas krzywdzi. Moim zdaniem ważne jest, aby stworzyć sobie miejsce, gdzie opinia zewnętrzna nie ma wstępu. Tą książką zapraszam was do mojego domu, który jest taką bezpieczną przestrzenią.
Książka mówi o byciu w formie, ale z tego, co rozumiem, to wcale nie chodzi tutaj o formę fizyczną.
Dla mnie bycie w formie to bycie w kontakcie ze sobą. Czy wiem, co lubię, a czego nie lubię? Czy wiem, jakie są moje priorytety? Czy opinia innych jest ważniejsza niż moje własne samopoczucie? To jest stawianie granic. Człowiek uczy się tego metodą prób i błędów, aż pewnego dnia stwierdza „Wow, jestem dalej, niż byłam”. Ten proces się nigdy nie kończy. Ja też mam gorsze dni i bywam nie w formie, ale uważam, że bycie nie w formie składa się na proces bycia w formie. Trzeba dawać sobie przyzwolenie na słabości. Każdy z nas może mieć słabość - tylko co robisz, jak masz tę słabość? Czy umiesz prosić o pomoc? Bo proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości, tylko odwagi.
Pracujesz obecnie nad scenariuszem -– „Babka w formie” będzie miała swój film. Jaką jest bohaterką?
To będzie historia o pamięci zmysłowej i powrocie do korzeni. To będzie historia o dialogu między pokoleniami. Czy jesteśmy w stanie uszanować tradycję, która nie boi się nowoczesności. I fundamentalne pytanie o sens. Bohaterka z pewnością, będzie ucieleśnieniem wszystkich głównych tematów przy stole rodzinnym. Zapracowana. Niezamężna. niezależna. Bez dzieci. Która tak wybrała, ale stereotypy mają z nią problem.
Wspomniałaś, że kwintesencją babki jest zderzenie tradycji z rzeczywistością. To bardzo ciekawy temat - współcześnie młodzi często buntują się przeciwko tradycjom.
Wiele kobiecych stereotypów wymaga weryfikacji. Jestem matką, żoną, przedsiębiorczynią. Nie ma u nas podziału na płeć. Każdy ma swoje obowiązki, bo każdy z nas pracuje. W dużych miastach już prawie nie ma kobiet, które czekają na męża z kapciami i dwudaniowym daniem. Kobiety chcą się rozwijać, mieć własne życie. Każdy musi zbudować obowiązki pod siebie. Ja na przykład wywodzę się z pokolenia millenialsów, które buduje życie wokół pracy, a teraz coraz częściej spotykam się z ludźmi, którzy asertywnie stawiają swoje granice. Praca nie jest dla nich wszystkim. Ja jestem otwarta, korzystam z tego i obserwuję moje dzieci, bo to nie jest już o mnie, tylko o nich.
fot. Dorota Szulc

„Macierzyństwo pozwoliło mi docenić siebie jako kobietę. Pokazało mi, że świat bez kobiet by nie istniał i że musimy zacząć o siebie walczyć, bo jesteśmy istotami, które tworzą cuda”

A pamiętasz, kiedy ty nauczyłaś się stawiać granice?
Kiedy pojawił się na świecie mój pierwszy syn. Macierzyństwo pozwoliło mi docenić siebie jako kobietę. Pokazało mi, że świat bez kobiet by nie istniał i że musimy zacząć o siebie walczyć, bo jesteśmy istotami, które tworzą cuda. Wtedy zaczęłam inwestować w to, co jest we mnie dobre. Myślę, też, że my kobiety jesteśmy zbyt surowe wobec siebie. Należy pracować nad stałą pewnością siebie a adekwatną samooceną.
Masz jakiś przykład takiej sytuacji?
Na przykład jestem na próbie, przychodzi starszy aktor i mówi: „Świetnie wyglądasz, ale wolałem cię w blondzie”. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to komplement, to tak naprawdę jest to komentarz pasywno-agresywny. Kiedyś odpowiedziałabym: „Ojej, jestem w szoku, nie wiem, co powiedzieć”, czyli zaznaczyłabym swoje stanowisko. Dziś jest to po prostu odpowiedź: „Ale kto pytał?”. Niestety często okazuje się, że nasze społeczeństwo jest tak nieprzygotowane do stawiania granic, że odwraca kota ogonem. Zamiast zastanowić się na swoimi słowami, to od razu pada zarzut: „Ale ty jesteś niemiła!”. Jest to jednak coś, przez co trzeba przejść. Skoro nigdy nic nie mówiłyśmy, to ludzie są przyzwyczajeni do tego, że można nam wszystko powiedzieć. A nie można.
Jaką radę dałabyś nastoletniej Magdzie?
Żeby zawsze słuchała swojej intuicji, wierzyła w swoją historię i nie podważała sama siebie. Aby nie szukała siebie w oczach innych za wszelką cenę. Wydaje mi się, że młode pokolenie ma pod tym względem trochę łatwiej. Więcej mówi się o zdrowiu psychicznym, samoświadomości.
W końcu zaczynamy traktować poważnie nasze zdrowie psychiczne.
Zmianę zawsze należy zacząć od siebie. Mi na przykład pomaga w tym praca artystyczna. My, artyści, ciągle jesteśmy w procesie różnych tożsamości. Aktorstwo bardzo otwiera na różnorodność i brak oceny.
Ale ty, jako aktorka, osoba publiczna, ciągle jesteś poddawana ocenie.
To był bardzo długi proces. Przez długi czas komentarze były dla mnie bolesne i musiałam dojrzeć do tego, żeby się w nich nie przeglądać. Dziś wiem, kim jestem i co mam do zaoferowana.
Kiedyś powiedziałaś, że już nie czekasz, aż zadzwoni telefon.
Nie lubię, żyć w poczuciu oczekiwania, za to lubię brać sprawy w swoje ręce. Potrzebuję dwóch rzeczy do przeżycia: kreatywności i powietrza. Na szczęście telefon ciągle dzwoni. Nie oczekuje, że ktoś lub coś zmieni moje życie. Sama to robię i pracuję na to każdego dnia.
fot. Dorota Szulc

„Na pewno będę grała role, z którym nie utożsamiam się moralnie, ale na tym właśnie polega zabawa”

Kiedy tak rozmawiamy sobie o samoświadomości i dobieraniu projektów, to od razu kojarzy mi się twój głośny występ w „365 dniach”.
Rola Olgi dała mi wiele pól do rozwoju mojej komediowej kreatywności. Dostałam możliwość improwizacji i duża część ekipy filmowej często czekała, co tym razem ta Olga wymyśli. Ta rola przyniosła mi wiele radości. Zależało mi, żeby stworzyć na ekranie postać kobiecą, która będzie ucieleśnieniem idealnej przyjaciółki, kompana. To było dla mnie kluczowe, żeby oddać na ekranie kobiecą solidarność, bo ona jest bardzo ważna.
W końcu!
Gatunkowość jest bardzo potrzebna. To jest kolejny paradoks. Na pewno będę grała role, z którym nie utożsamiam się moralnie, ale na tym właśnie polega zabawa. Wychodzisz ze swojej strefy, przekraczasz granice wstydu. Na przykład w „Ślebodzie” zagrałam chyba najtrudniejszą scenę w swoim życiu. To była scena ataku – mocne doświadczenie, bardzo cielesne. W teatrze z kolei gram sfrustrowaną, samotną matkę, która jest doszczętnie wymęczona życiem. De Niro bardzo mądrze powiedział, że w tym zawodzie można przeżyć różne życia, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji. Dzięki temu, że często wchodzę w buty innych ludzi, nauczyłam się ich nie oceniać. Mam dużo zrozumienia do ludzi, dużo życzliwości. Teraz jestem w zdjęciach do „Profilerki 2” i moja postać też nie ma moralności, z którą się utożsamiam. To niezwykłe, że mogę przez chwilę wyłączyć własny tok rozumowania i pomyśleć, jak ktoś inny.
A masz czasem problem z tym, żeby zostawić rolę na planie filmowym?
Notoryczny. Ciało pamięta, a w moim ciele dzieją się różne procesy. Czasami leżę w łóżku i lecą mi łzy po dwunastu godzinach grania jakichś trudnych i mrocznych rzeczy. To wszystko dalej się we mnie kotłuje. Te sceny, te dialogi. To wszystko uruchamia we mnie efekty cielesny. A wtedy gotuję.
Pieczesz, gotujesz. Wiem, że wiele inspiracji czerpiesz z podróży. Może na koniec opowiedziałabyś o podróży, która zainspirowała jakiś przepis z „Babki w formie”?
Podczas rodzinnych wakacji we Włoszech narodził się tort Limone. Płynęliśmy statkiem po Jeziorze Garda i co jakiś czas zatrzymywaliśmy się w różnych miejscowościach. Choć docelowo zmierzaliśmy zupełnie gdzieś indziej, nagle naszą uwagę przykuło obłędne miasteczko wypełnione drzewami cytrynowymi. Nazywało się Limone i, jak można się domyślić, słynęło z cytryn.
Mój mąż spojrzał na mnie: „No to co, chyba musisz przygotować jakiś przepis?”. Kupiliśmy limoncello i tak powstał cytrynowy tort, który smakuje jak lato. A co najlepsze, można go przyrządzić zimą, bo cytryny mamy cały rok. Z Nowego Jorku z kolei przywiozłam babeczki dyniowe z domowym karmelem i świeżymi, czerwonymi porzeczkami. Nowy Jork słynie z cupcake’ów – te babeczki są niezwykle obfite i mają w sobie wiele smaków, struktur. Przepisów jest mnóstwo. Niektóre są na słono, ale o tym będzie następna książka.
„Dolce Vita" – premiera kolekcji dekoracji stołowych Magdalena Lamparska x ASARTEM
„Dolce Vita" to kolekcja inspirowana włoską ideą „słodkiego życia" wartego codziennej celebracji. Projekt Magdaleny Lamparskiej i ASARTEM łączy włoską lekkość z polskim wykonaniem, oferując śmiałe spojrzenie na nowoczesną dekorację stołu.
Włoski styl – Made in Poland Kolekcja nie naśladuje włoskiego stylu, ale interpretuje go po swojemu, importując do polskiej rzeczywistości. Przełamuje schematy, proponując odważną, dynamiczną, ale funkcjonalną estetykę stołową.
FacebookInstagramTikTokX