Twoje treści zmieniały się przez lata. Jak to działa? Korzystasz z algorytmów, podążasz za trendami, czy po prostu wyczuwasz, na co ludzie reagują?
Na początku robiłem to bez żadnego pomysłu i strategii – po prostu opowiadałem o tym, co mnie interesowało. Ale po tylu latach zacząłem optymalizować. Kiedy trafiam na temat, który działa, wyciskam z niego ile się da. Zresztą robiłem tak zupełnie przypadkiem już na początku. Jeden z moich pierwszych filmów – o tym, dlaczego oczy są niebieskie i skąd się bierze ten kolor – bardzo się rozszedł. Następnego dnia nagrałem, dlaczego oczy są zielone, dlaczego są piwne, skąd się bierze heterochromia.
Teraz też tak robię, bo życie w czasach nieprzewidywalnych algorytmów bywa trudne. Kiedy trafisz na coś, co działa na ludzi albo na algorytm, warto to wykorzystać. Mam na przykład serię owocowo-warzywną. Zacząłem od filmu: „Banany, które teraz jesz, są zupełnie inne od tych, które jadła twoja babcia, a może nawet prababcia”. Film super się rozszedł, więc potem zrobiłem: „Pomidory, które teraz jesz, są zupełnie inne", „Kurczaki, które teraz jesz...”, „Migdały, które teraz jesz...”. Czasem nie chodzi o to, że temat jest uniwersalnie interesujący – sam huk, sam początek okazuje się fajny.
Ostatnio dużo więcej tworzę o kosmosie, bo jest dla mnie ultra fascynujący i pełen niesamowitych odkryć. Większość ikonicznych popularyzatorów nauki z historii zajmowała się kosmosem – astrofizyka i astronomia przyciągają ludzi.
3IATLAS narobił trochę zamieszania w głowach amatorów teorii spiskowych i życia pozaziemskiego.
To jest ciekawe, czy za naszego życia odkryjemy życie pozaziemskie. Jestem raczej z tych, którzy wierzą, że ono istnieje, wszechświat jest trochę za duży, żebyśmy byli jedyni. Problem jest taki, że odległości w kosmosie są tak absurdalne, że komunikacja jest w zasadzie niemożliwa. Najbliższa gwiazda do nas, oprócz Słońca, przy obecnej technologii, gdybyśmy wysłali tam statek kosmiczny, dotarłby tam po sześciu tysiącach lat. Więc pewnie za naszego życia nie skontaktujemy się z inteligentnymi formami życia, cokolwiek znaczy inteligentne w skali kosmicznej, natomiast jesteśmy coraz bliżej odkryć np. przeszłego życia na Marsie.
Całkiem niedawno spore duże odkrycie – plamki, lamparcie centki na Marsie, które na Ziemi tworzą mikroorganizmy, które żyją. Wciąż nie mamy 100% pewności, czy to jest to, musimy poczekać, aż przywieziemy jakieś próbki z Marsa, ale jesteśmy już bardzo blisko dowodu, że jednak życie na Ziemi wcale nie jest takie unikatowe. Myślenie, że życie na Ziemi jest aż tak wyjątkowe, jest pewnie coraz mniej właściwe. Potwierdzenie tego to będzie wstrząs i wielki przełom w naszej historii.
Jak widzisz Polaków? Jeździłeś po świecie, uczyłeś się tu i tam. Co myślisz o naszym postrzeganiu świata?
Nie wydaje mi się, żebyśmy byli bardzo różni od uśrednionej populacji świata. Przez całe życie zastanawiałem się: czy Polacy lubią narzekać, czy w Polsce jest naprawdę aż tak źle obiektywnie? Wydaje mi się, że po prostu lubimy narzekać.
Żyjemy też w czasach – mówię o ostatnich dziesięciu, dwudziestu latach – absolutnej rewolucji w komunikacji. Każdy teraz może powiedzieć cokolwiek i wiele osób go usłyszy. Jest takie powiedzenie: kiedyś tylko twoja wioska wiedziała, że jesteś głupi, a teraz dzięki Facebookowi wie cały świat. To nie jest unikatowa cecha Polaków.
Natomiast mam wrażenie, że Polacy lubią mieć opinię na każdy temat. Powiedzenie „nie wiem” w Polsce jest niedopuszczalne. Myślę, że to kwestia szkoły – w szkole nie można nie wiedzieć. Ja lubię mówić „nie wiem” i uważam, że trzeba to robić jak najczęściej. Wiele ludzi myśli, że skoro mówię o mądrych rzeczach w Internecie, to powinienem znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Jak nie znam – są oburzeni. To zaszłość systemu edukacji: w szkole albo znasz odpowiedź, albo nie. Nie ma umiejętności jej zdobycia. To problematyczne, bo dopiero doktorat nauczył mnie najważniejszej meta-umiejętności – umiejętności dowiedzenia się rzeczy.
A jak z hejtem? Temat szczepionek na przykład to dla Polaków płachta na byka.
Nie mam dużo hejtu. Na Facebooku tak, bo to specyficzne miejsce – odkąd tam wrzucam filmy, komentarze bywają ciekawe. Ale to wycinek rzeczywistości. Na TikToku czy Instagramie prawie w ogóle nie mam hejtu, naprawdę mało w porównaniu z innymi profilami.
Mam też łatwiej, bo jestem facetem. Gdybym był kobietą gadającą o nauce, byłby koszmar – każdy aspekt wypowiedzi i wyglądu byłby oceniany. Najwięcej komentarzy dostaję, że nie wymawiam „R”. To największy problem. Nie mogę udawać eksperta, skoro nie potrafię poradzić sobie z mówieniem R.
90% tych komentarzy to faceci w średnim wieku. Oni dotąd znęcali się nad rodziną podczas Świąt, teraz mogą się znęcać w komentarzach na Facebooku. Może to zdejmie ciężar ze spotkań rodzinnych?
Oby. Zastanawia mnie Twoje zdanie na temat stosunku Kościoła do nauki.
Przez wieki Kościół zwalczał naukę – ogniem i torturami. Prywatnie nie rozumiem wiary, nie dostałem tego daru. Niedawno miałem ważną rozmowę z bliskimi osobami, które kiedyś wierzyły – były w chrześcijaństwie. Oczywiście zostałem wychowany w wierze katolickiej, chodziłem do kościoła, ale zawsze myślałem, że wszyscy mają tak jak ja – że to trochę performatywne. Byłem pewny, że nikt tak naprawdę nie wierzy, że opłatek zamienia się w ciało Chrystusa, że to metafora. Że ludzie wierzą w jakąś istotę, która o nich dba, że to rytuały. A potem te bliskie osoby powiedziały: nie, ludzie naprawdę wierzą w każdą z tych rzeczy. To był dla mnie szok – nigdy nie dostałem tego błogosławieństwa czy przekleństwa wiary.
Jestem w stanie zrozumieć, że życie religijne daje wspólnotę. Żyjemy w czasach, kiedy wszystkie wspólnoty się rozsypały – indywidualizm i neoliberalizm wygrały. Kościół daje ludziom wspólnotę i to rozumiem. Ale nie potrafię zrozumieć, że ktoś naprawdę myśli, że spłonie w piekle, jeśli będzie źle robił. Po prostu nie mam tej części mózgu.
A jak nauka odnosi się do wiary?
Kościół jest zabetonowaną instytucją, która bardzo wolno się zmienia – w stosunku do nauki, technologii, wszystkiego. Wiele osób pyta: co nauka myśli o wierze? A ja odpowiadam: nic. To dwie odrębne rzeczy. W nauce niepotrzebna jest wiara, a według mnie w wierze niepotrzebna jest nauka. Wręcz stoją sobie na drodze.
Z poziomu indywidualnego: jeśli w coś wierzysz, cała idea wiary polega na tym, że wierzysz bez dowodów. Jak szukasz dowodów, to już nie jest wiara. Jest cała ta historia o Tomaszu, który musiał dotknąć rany Jezusa – to krytyka tego, że powinien ufać, a nie szukać dowodów.
Nauka nie jest w stanie obalić istnienia Boga, bo nie zajmuje się sprawami niesprawdzalnymi. Nie stawia hipotez w kwestiach, których nie da się zweryfikować. Nie da się też udowodnić nieistnienia. Nauka próbuje udowodnić istnienie rzeczy. Często osoby wierzące mówią: „No to udowodnij, że Boga nie ma”. Ale w nauce się nie udowadnia, że czegoś nie ma – udowadnia się, że coś jest.
Obecnie Kościół bardziej angażuje się politycznie i bywa mu po drodze z ruchami antynaukowymi. Ale to już nie jest tak, że proboszczowie mówią na kazaniach, że Ziemia jest płaska albo stanowi centrum wszechświata. W każdym razie mam taką nadzieję.
Na koniec – które z odkryć naukowych naprawdę Cię poruszyło?
Ostatnio fascynuje mnie to, od jak niedawna wiemy pewne rzeczy naukowe, które wydają się oczywiste, ale w nauce są bardzo świeże. Na przykład to, że asteroida zabiła dinozaury. Asteroida, która uderzyła 66 milionów lat temu, spowodowała ich wyginięcie. Jeszcze w latach 80. nie było tej pewności.
A teraz to już potwierdzone info?
Teraz to wiodąca teoria. Mamy na całym świecie cieniutką warstewkę irydu – metalu pochodzącego głównie z asteroid. Mamy znaleziony ogromny krater, datowanie na ten okres. Wiemy, że po tym okresie zniknęło bardzo dużo gatunków, zwłaszcza dinozaury. To bardzo mocne dowody.
Fascynują mnie też odkrycia dotyczące kosmosu. Kiedy byłem dzieckiem i czytałem książki popularnonaukowe, naukowcy nie wiedzieli, czy wszechświat się rozszerza, kurczy, czy jest stacjonarny. Potem, na przełomie wieków, już wiedzieliśmy, że się rozszerza i rozszerza coraz szybciej – czyli że to rozszerzanie przyspiesza. Teraz znowu pojawiają się prace, że może jednak były tam błędy. Bardzo ciekawe, jak nasza wiedza o korze istnienia wszechświata się ewoluuje.
Tempo rozwoju nauki jest niesamowite.
Tak! Ktoś, kto urodził się pod koniec XIX wieku i przeżył 90 lat, żył w zupełnie innym świecie. Mógł urodzić się w czasach bez elektryczności, a umrzeć po tym, jak człowiek stanął na Księżycu. To nieprawdopodobne.
Przypomniałem sobie: David Attenborough, który niedawno skończył 99 lat, urodził się w czasach, gdy antybiotyki nie były jeszcze stosowane. Mógł umrzeć na banalną chorobę, którą teraz leczymy antybiotykami. Obserwował rozwój nauki i technologii w absolutnej całości. Urodził się w 1926 roku – blisko pierwszego lotu braci Wright. Przeżył eksplorację kosmosu, lądowanie na Księżycu, powstanie Internetu, teraz erę sztucznej inteligencji. Jeden człowiek obejrzał wszystko.
I teraz pytanie: co my obejrzymy? Jeśli mamy przed sobą jeszcze 50-60 lat życia, ile jeszcze rzeczy zobaczymy?