Patronat

Thierry Frémaux, dyrektor Festiwalu Filmowego w Cannes, o kondycji kina po 130 latach [WYWIAD]

Autor: Anna Rupacz
28-12-20251 min czytania
Thierry Frémaux, dyrektor Festiwalu Filmowego w Cannes, o kondycji kina po 130 latach [WYWIAD]
fot. materiały prasowe Timeless Film Festival
Sto trzydzieści lat po pierwszym publicznym pokazie filmowym kino wciąż żyje – przekonuje Thierry Frémaux. Dyrektor Festiwalu Filmowego w Cannes, Festiwalu Filmowego Lumière i Instytutu Lumière, strażnik dziedzictwa kinematografii i jeden z najważniejszych kuratorów współczesnego kina, mówi o przyszłości wielkiego ekranu, sile prawdy zapisanej w obrazie oraz o tym, dlaczego Cannes nigdy nie podąża za jedną, stałą filozofią.
W 1895 roku Louis i Auguste Lumière skonstruowali kinematograf i zrealizowali pierwsze w historii filmy. 28 grudnia tego samego roku zaprezentowali je publiczności w Grand Café w Paryżu. Dziś datę tę uznaje się za symboliczne narodziny kina. Niemal dokładnie 130 lat później Thierry Frémaux przyjechał do Polski z projektem „Bracia Lumière!” – montażem 114 cyfrowo odrestaurowanych filmów wybranych spośród ponad 1400 realizacji Louisa Lumière’a i jego operatorów z lat 1895–1905. Pokazy w Krakowie, Warszawie i Wrocławiu, prowadzone przez Frémaux z narracją na żywo, stały się nie tylko nostalgiczną podróżą do początków kina, lecz także pretekstem do refleksji nad jego współczesną kondycją – w epoce streamingu, sztucznej inteligencji i zmieniających się nawyków widzów.
W maju 2025 roku otworzył Pan Festiwal Filmowy w Cannes komedią romantyczną Amélie Bonnin „Leave One Day”, będącą jej debiutem. Czy ta decyzja oznacza zmianę w filozofii festiwalu? Odejście od gwiazd i wielkich produkcji na rzecz świeżości i ryzyka?
Na Festiwalu Filmowym w Cannes nie ma filozofii albo raczej jest tylko jedna: pokazywać to, czym kino jest w danym roku. Każda edycja różni się od poprzedniej i następnej. Dla mnie ciekawą odmianą było rozpocząć festiwal filmem, który nie wyglądał jak typowy film z Cannes. Był to debiut reżyserski. Zrealizowana przez kobietę komedia romantyczna. Bardzo francuska, co samo w sobie było pewnym wyzwaniem. Ale to się udało. Film dobrze przyjęto w Cannes i obejrzało go około 800 tysięcy widzów we Francji.
Zawsze zależy mi na tym, aby film otwierający festiwal trafiał jednocześnie do francuskich kin. Cannes jest bowiem związane zarówno z widzami, jak i profesjonalistami. Chcemy wspierać filmy, które prezentujemy. Szczególnie te otwierające festiwal. Dodam, że dziś znacznie trudniej niż kiedyś zdobyć duży hollywoodzki film na wieczór otwarcia. Czasem równie trudno jest pozyskać film zagraniczny. Pracujemy nad tym, ponieważ przez ostatnie cztery lata festiwal otwierały francuskie produkcje. Nie jestem pewien czy to dobrze. Chcemy pokazać, że jesteśmy całkowicie otwarci na każdy rodzaj kina. Co przyniesie przyszły rok? Nie wiem. Jest grudzień, dopiero rozpoczynamy proces selekcji. Może to będzie coś zupełnie innego. Jestem jednak przekonany, że będę w stanie uzasadnić nasz wybór.
fot. materiały prasowe Timeless Film Festivalfot. materiały prasowe Timeless Film Festival
Edycje z 2023 i 2024 roku ustanowiły rekordy. Osiem filmów z Cannes było nominowanych do Oscarów w 2025 roku, a cztery z nich zdobyły dziewięć statuetek. „Anora”, „The Substance”, „Emilia Perez”, „Flow” – wszystkie z Croisette. Jednak sukces rodzi presję. Czy czuje Pan, że Cannes stało się fabryką oscarowych faworytów i że zmienia to charakter festiwalu?
Rzeczywiście, ostatnio było to bardzo widoczne. Filmy pokazywane w Cannes miały silny związek z Oscarami, BAFTA, Donatello, Goya i wieloma innymi nagrodami. Ale w przeszłości było tak samo – przypomnijmy choćby „To nie jest kraj dla starych ludzi” i „Rzekę tajemnic”. Złota Palma została ustanowiona w 1955 roku. W tym roku świętowaliśmy jej siedemdziesięciolecie jako nagrody. Siedemdziesiąt lat temu zwycięzca Złotej Palmy był również zwycięzcą Oscara. To nie jest więc zjawisko całkowicie nowe, choć zgadzam się, że dziś nabrało ono szczególnej intensywności. Obecnie wynika to jednak z dwóch powodów. Po pierwsze, Oscary otworzyły się na kino światowe, a kino światowe jest znakiem rozpoznawczym Cannes. Cannes nie jest festiwalem francuskim – jest festiwalem globalnym. Selekcjonujemy filmy z każdego zakątka świata. Po drugie, widać rosnące zainteresowanie międzynarodowych rynków twórcami spoza głównego nurtu. Mogę śmiało powiedzieć, że amerykańscy dystrybutorzy wiążą dziś ogromne nadzieje z takimi reżyserami jak Kleber Mendonça Filho, Joachim Trier czy Jafar Panahi.
Oczywiście to mnie interesuje, ale moją rolą nie jest przewidywanie wyników Oscarów. Moim zadaniem jest stworzenie jak najlepszej selekcji filmów dla festiwalu w Cannes.
Pańskie stanowiska – dyrektora Instytutu Lumière w Lyonie, Festiwalu Filmowego Lumière i Festiwalu Filmowego w Cannes – tworzą unikalną pozycję. Jednocześnie zajmuje się Pan przeszłością i przyszłością kina. W jaki sposób historyczna perspektywa wpływa na Pana decyzje dotyczące współczesnego kina?
Cóż, to bardzo dobre pytanie. I bardzo ważna kwestia. Przede wszystkim to dla mnie wielki zaszczyt być zarówno na Croisette w Cannes, jak i na Rue du Premier Film w Lyonie. To właśnie ta podwójna perspektywa sprawia, że Cannes funkcjonuje tak dobrze. Nie chodzi wyłącznie o organizację, prestiż czy dobry gust. Równie ważne jest to, że festiwal tworzą ludzie, którzy są prawdziwymi miłośnikami kina. A to bardzo pomaga. Przyglądanie się przeszłości jest świetnym narzędziem do analizowania teraźniejszości. Możemy wiele nauczyć się z początków kina. Jak powiedział Picasso: „Całe życie uczę się malować jak dziecko”. Ta niewinność, prostota, szczerość i prawda były cechami charakterystycznymi kina oferowanego przez braci Lumière. Dlaczego? Kinematograf był prostą maszyną. Bracia Lumière musieli uczyć się wszystkiego od podstaw. Ucząc się, odkrywali kino. Myślę, że prostota, prawda i szczerość są nadal dobrymi cechami dla współczesnych twórców. Kiedy filmowcy oglądają filmy braci Lumière – te, które zamierzam pokazać między innymi w Polsce – są pod ich dużym wrażeniem. Mówią, że musimy wrócić do prawdy. Zwłaszcza teraz, w erze cywilizacji cyfrowej i sztucznej inteligencji. U braci Lumière prawda znajduje się na ekranie, ponieważ wcześniej istniała przed kamerą, a skoro prawda była przed kamerą, to jest także w filmie. Powrót do historii kina zatem bardzo pomaga zrozumieć, czym kino jest dzisiaj i dokąd zmierza.
fot. materiały prasowe Timeless Film Festivalfot. materiały prasowe Timeless Film Festival
W jaki sposób ta świadomość wpływa na Pana decyzje programowe w Cannes?
Siłą festiwalu jest obecność bardzo różnych kategorii filmów. W Cannes jest wszystko: radykalne debiuty, młode kino niezależne, ale także wielkie hity z Tomem Cruisem, takie jak „Top Gun” czy „Mission: Impossible”. Pokazujemy animacje, filmy dokumentalne oraz kino autorskie. Jeśli chodzi o kino autorskie, zadanie zostało wykonane. Możemy być spokojni o przyszłość twórców takich jak Jafar Panahi, Kleber Mendonça Filho, Joachim Trier czy Olivier Laxe. Moja miłość do kina wywodzi się z kina autorskiego a kino jako sztuka pozostaje moją największą pasją. Jednocześnie uważam, że obecnie kino komercyjne jest w sporym niebezpieczeństwie. Kiedy w przeszłości mówiono mi: „Macie w programie filmy komercyjne”, odpowiadałem: „Tak, ale to właśnie duże filmy chronią te małe”. Na czerwonym dywanie jest tyle samo fotografów i dziennikarzy zajmującymi się małymi produkcjami. Być może za dziesięć dni to właśnie któraś z nich zdobędzie Złotą Palmę. Dlatego wszyscy pozostają czujni.
Być może nawet Cannes musi być bardziej ostrożne, jeśli chodzi o kino komercyjne. Dla mnie nie stanowi to problemu. Jestem typem kinomana, który potrafi pokochać zarówno radykalnych, intelektualnych debiutujących reżyserów, jak i tych komercyjnych. Lubię „Top Gun” za to czym jest „Top Gun”. W tym roku w Cannes, złożyliśmy hołd Christopherowi McQuarrie’owi, reżyserowi „Mission Impossible” i producentowi „Top Gun”. Dlaczego? Ponieważ chcieliśmy dowiedzieć się, jak pracuje Christopher McQuarrie, jak zarządza tego rodzaju megaprodukcjami. Jest to dla mnie równie interesujące, jak rozmowa z młodym studentem kinematografii.
W przeszłości mieliśmy we Francji dwa duże hollywoodzkie filmy miesięcznie. Czasami nawet raz w tygodniu. Teraz – dwa razy w roku. W 2023 roku mieliśmy „Barbie” i „Oppenheimera”. W tym roku mamy wspaniały film Paula Thomasa Andersona „Jedna Bitwa po Drugiej”. Nawiasem mówiąc, są to filmy autorskie. Nie są to filmy, które miały być hitami kasowymi, ale zarobiły pieniądze. Nie mogą one jednak wziąć na swoje barki losu całego Hollywood. Mogę więc powiedzieć, że poniekąd brakuje tego typu kategorii filmów. Zobaczymy, co będzie w przyszłym roku. Jeśli będzie zły rok? Trudno. Drugi zły rok? Trudno. Ale trzeci zły rok? To już może być kwestia zmiany cywilizacyjnej, ponieważ w tym samym czasie wszystkie platformy i serwisy streamingowe wykonują świetną pracę. Ludzie mają teraz zwyczaj pozostawania w domu i oglądania filmów w streamingu. Dziesięć lat temu tego nie było.
Pański drugi film, „Bracia Lumière. Przygoda trwa!”, jest dostępny na streamingu, także w Polsce. Jak postrzega Pan rolę platform streamingowych w ekosystemie kina?
Myślę, że dziś kino jest wszędzie. Nawet seriale i programy telewizyjne posługują się językiem kina. Dlatego nie jestem pewien, czy powinniśmy martwić się o kino jako sztukę. Programy telewizyjne i platformy streamingowe mają się dobrze. Pierwszym wynalazkiem braci Lumière było kino jako sztuka i jako język. To jest bezpieczne. Ich drugim wynalazkiem było stworzenie kin. W tym różnili się od Thomasa Edisona, amerykańskiego wynalazcy, który nie rozwijał idei wspólnego oglądania. Bracia Lumière powiedzieli: „Musimy to zrobić”. Dlatego mamy kino i teatr. To niestety nie jest dziś do końca bezpieczne.
Ludzie mówią, że mogą oglądać filmy w domu, mają wideo, DVD, Blu-ray. Co więc stanowi różnicę? Miejsce, ludzie, sposób przyjmowania widzów. To trochę jak z restauracją. Można zjeść w domu, ale czasami chce się wyjść i spróbować czegoś, czego samemu nie da się ugotować. Z kinem jest podobnie. Sam mam w domu tysiące płyt DVD i jestem abonentem wszystkich dużych platform streamingowych na świecie. A jednak nic nie może się równać z wyjściem z domu i przeżyciem czegoś nowego w sali kinowej. Instytut Lumière, dziesięć lat temu uratował trzy kina artystyczne. Były one bliskie zamknięcia. Teraz świetnie funkcjonują. Dlaczego? Ponieważ mają wartość sentymentalną.
Jestem także głęboko przekonany, że musimy wychować nową elitę dziennikarzy, krytyków, miłośników kina i dystrybutorów. Trzydzieści lat temu w Lyonie nie było jeszcze Instytutu Lumière w obecnym kształcie, ale krok po kroku – oczywiście dzięki pracy zespołu Instytutu, ale także dzięki samym ludziom, widzom – udało się zbudować to miejsce. Jeśli więc pytanie brzmi: „Czy uważa Pan, że kino uratuje świat?”, moja odpowiedź brzmi: tak.
fot. materiały prasowe Timeless Film Festivalfot. materiały prasowe Timeless Film Festival
Czy współczesne kino wciąż jest w stanie wywoływać w widzach podobne emocje i poczucie odkrywania świata, jak na początku swojej historii?
Klasyka z początku, to klasyka również z późniejszych lat. Rozmawiając z tobą, przypominam sobie emocje, jakie towarzyszyły mi podczas odkrywania filmów Jerzego Skolimowskiego, Andrzeja Wajdy, Krzysztofa Kieślowskiego. W przyszłym roku minie trzydzieści lat od śmierci Krzysztofa Kieślowskiego. Doskonale pamiętam samotność bohaterów „Dekalogu”. To nie był „jakiś Polak”. To byłem ja. I właśnie o tym, co umieściłem na początku filmu, mówił Wajda. To nie są nasi przodkowie w filmach braci Lumière. To jesteśmy my. To jesteś ty. To jestem ja. Dopóki kino będzie w stanie to zachować, będzie silne. Jeśli jednak pozwolimy, aby sztuczna inteligencja przejęła władzę nad kinem, będzie w niebezpieczeństwie.
Nie oznacza to, że James Cameron czy Christopher Nolan są w błędzie. Mają rację. Są synami Georgesa Mélièsa. Są synami idei kina, które na nowo odkrywa rzeczywistość i ukazuje iluzję. Tego też potrzebujemy. Ale potrzebujemy też filmów takich jak te braci Lumière, Bressona, Renoira, Kieślowskiego, Skolimowskiego. Tego rodzaju kina, które pokazuje, kim jesteśmy. Uważam, że kino robiło to przez cały dwudziesty wiek i nadal to robi. Jestem o tym przekonany. Wspaniałą rzeczą jest to, że minęło sto trzydzieści, a kino wciąż zawdzięcza swoje istnienie dwóm fundamentalnym wynalazkom – kamerze i ekranowi. Ekran nie może zniknąć. Nie powinien zniknąć. A mimo to od wielu dekad słyszymy przepowiednie o śmierci kina. Będąc na ulicy pierwszego filmu w Lyonie, jestem pewien, że kino nie zniknie.
Czy ma Pan swój ulubiony polski film?
To zależy. Wspomniałbym jednak o filmach reżysera, którego niestety nie ma już wśród nas, ponieważ nie chciałbym faworyzować moich przyjaciół – Jerzego Skolimowskiego, Pawła Pawlikowskiego czy Krzysztofa Zanussiego. Kino polskie było i nadal jest niezwykle ważne w historii światowego kina, a Andrzej Wajda był dla mnie postacią szczególnie istotną. Kiedy byłem młody, zobaczyłem „Człowieka z żelaza” w czasie, gdy otrzymał Złotą Palmę w Cannes. Ogromne wrażenie zrobił na mnie także „Człowiek z marmuru”. W filmach Wajdy z tamtego okresu, ale także w jego wcześniejszych dziełach, takich jak „Kanał” i niektórych filmach Andrzeja Munka, cenię przede wszystkim to, że opowiadają historię Polski.
Dzięki filmowcom nauczyłem się wiele o historii świata, a o historii Polski właśnie dzięki Wajdzie, Munkowi i innym wybitnym polskim reżyserom.
Jeśli jednak musiałby Pan wskazać jeden tytuł?
Nie chcę nikogo faworyzować, ale mam bardzo silne wspomnienia z seansów „Człowieka z żelaza” i „Dantona”. Miałem szczęście poznać i znać Andrzeja Wajdę osobiście, co było dla mnie niezwykłym i niezapomnianym spotkaniem.
fot. materiały prasowe Timeless Film Festivalfot. materiały prasowe Timeless Film Festival
Podczas pokazów w Polsce, w Krakowie, Wrocławiu i Warszawie będzie Pan komentował film na żywo. Czy zmienia to sposób, w jaki opowiada Pan historię braci Lumiere?
To jeden ze sposobów na opowiedzenie historii braci Lumière. Jeśli ktoś jest znawcą muzyki klasycznej, może wziąć „Piątą Symfonię” Beethovena i ją objaśnić, wydobywając rzeczy, których sam bym nie dostrzegł, bo na muzyce się nie znam. Natomiast dobrze wiem czym jest kino. Komentarz do tych filmów pozwala widzom lepiej je zrozumieć, a mnie daje szansę połączyć się z publicznością, z filmem i stworzyć wspólne widowisko. Te filmy potrafią być zabawne, wzruszające, piękne. Oglądane w ciszy nie dają tej samej możliwości kontaktu z sąsiadem.
Przez wiele lat prowadziłem takie pokazy, bo kiedy zaczynałem, nie chciałem mówić o braciach Lumière wyłącznie jako historyk. Chciałem opowiadać o nich jako o reżyserach i dzielić się swoją pasją jako miłośnik kina. Bo jest o czym mówić. To doświadczenie jest czymś więcej niż same filmy: to żywe przedstawienie, pełne humoru i piękna. Nie mogę się doczekać tych pokazów.
Przeglądał Pan wiele materiałów archiwalnych braci Lumière. Czy któryś z nich szczególnie Pana zafascynował? Czy ma Pan swój ulubiony film?
Moim ulubionym filmem jest jeden z tych, które będą pokazywane w Polsce. To wspaniały film nakręcony w Wietnamie, w czasach, gdy był on francuską Indochiną. Kamera zamocowana jest na czymś w rodzaju roweru, który opuszcza małą wioskę. Wszyscy jej mieszkańcy podążają za ruchem kamery. W pewnym momencie małe dziecko biegnie wprost w stronę obiektywu, a na jego twarzy widać ogromne emocje. Uważam, że ten film mógłby powstać również dzisiaj, ponieważ jest niezwykle nowoczesny, poruszający i w wyjątkowy sposób pokazuje prawdę uchwyconą przez kamerę. Ta mała dziewczynka na zawsze pozostanie na ekranie. Oczywiście istnieje wiele słynnych filmów braci Lumière. W sumie jest ich około dwóch tysięcy, ale być może właśnie ten jest moim ulubionym.
fot. materiały prasowe Timeless Film Festivalfot. materiały prasowe Timeless Film Festival
FacebookInstagramTikTokX