Z jednej strony jawisz się jako artystka osobna, idąca nieco pod prąd, z drugiej – jesteś w dużej wytwórni, pojawiasz się w mediach, występujesz na Męskim Graniu. Czyli da się to połączyć?
Wszystko robię na własnych zasadach. Nie musiałam dostosowywać się do reguł panujących w świecie komercji ani paktować z diabłem. Myślę, że to nie fart, tylko wieloletnia konsekwencja w dbaniu o własną wizję. Jeśli jestem zapraszana do mediów mainstreamowych, to widocznie ktoś docenia moje autorskie podejście. Nie uważam też, że moje utwory są szczególnie skomplikowane i wymagające – mają melodie, która je niesie, mogą docierać szerzej, jeśli tylko poświęci się im odrobinę więcej uwagi.
Jak ci się żyje jako człowiekowi i – nawiązując do tytułu twojej ostatniej płyty – obywatelce, w niespokojnych czasach?
W piosenkach jestem emocjonalna, ale w życiu codziennym podchodzę do wydarzeń raczej na chłodno. Niezależnie od temperatury społecznej i politycznej staram się pozostawać racjonalna. Prawdopodobnie muzyka to moja przestrzeń na rozgoryczenie czy napięcie, choć przeważnie nie śpiewam wprost o tym, co mnie frustruje, unikam doraźności, swoje stany staram się opisywać w uniwersalny sposób. Nagrywając materiał jako Obywatelka K.L., miałam poczucie, że utwory Republiki takie jak „Śmierć w bikini” czy „Moja krew”, choć napisane trzydzieści, czterdzieści lat temu, opisują również naszą obecną rzeczywistość. Myślę, że w dużej mierze właśnie to świadczy o ich wartości.
Pod jednym z twoich klipów widziałem komentarz, że jesteś najlepszą polską tekściarką.
Cóż można lepszego usłyszeć. Nie czuję się najlepsza, ale czuję, że mam swój styl. Zawsze chciałam, żeby moje teksty były charakterystyczne, kojarzone ze mną, nawet gdy nie są podpisane.
Oprócz Grzegorza Ciechowskiego masz inne punkty odniesienia, jeśli chodzi o pisanie tekstów?
Bardziej niż na samych artystów patrzę na poszczególne dzieła, choć pokrewieństwa odczuwam nie tylko muzyczne. Częściej to książka albo film stają się tym, co silniej wpływa na moje pisanie. Ingeborg Bachmann, Sylvia Plath, Emily Dickinson… Kobiety noir. Bardzo. No i cały emocjonalno-krzykliwy wachlarz alternatywy kobiecej lat dziewięćdziesiątych. Czasem czuję się wyrwana właśnie z tego okresu.
Chciałabyś, by lata dziewięćdziesiąte wciąż trwały?
Nie, bo nie jestem sentymentalna. Po prostu lubię się zanurzyć w tamten świat, dobrze się w nim czuję. We współczesnej polskiej muzyce brakuje mi piękna, dzikości, bezkompromisowości, autentyczności. Wszystkiego, czym charakteryzował się tamten czas. Wtedy ambitne, dziwne i niepoprawne piosenki, jak na przykład Republiki, docierały do głównego nurtu.
Cały wywiad można przeczytać w najnowszym numerze K MAG 125 Solaris. Do kupienia w naszym sklepie i salonach prasowych.
foto photo Jakub Jezierski / Van Dorsen Artists
stylizacja styling Joanna Serwus
makijaż makeup Katarzyna Górka
włosy hair Adam Kufel
scenografia set design Dominik Jastrzębski
asystenci fotografa photographer’s assistants Igor Rębiś, Mikołaj Jenczyk
asystentka stylistki stylist’s assistant Julia Bartosiewicz
podziękowania dla special thanks to Studio Las (studiolas.pl)