Zagrał samego siebie
„Kac Vegas” nie zna reguł. Ani bohaterowie łamiący prawo, ani reżyser porzucający narracyjne konwencje przy projektowaniu fabuły nie wierzą w porządek. Gdy Mike Tyson pojawia się znikąd jako on sam, ma to sens. Jeden z najlepszych momentów całej trylogii to przebudzenie bohaterów, którzy znajdują tygrysa w hotelowej łazience. Rewelacja, że należy do Mike'a Tysona, który potem się pojawia, uderza postać Zacha Galifianakisa, gra na powietrznych perkusjach, a potem śpiewa w kolejnym filmie, czyni to wszystko zabawniejszym.