„Mój książę mizogin”, część 2. Traumy w pięknym opakowaniu, uzależnienie i współuzależnienie [felieton]
06-06-2020
Ponad rok i kilka romansów później stałam się ponętną blondynką, królową życia w Berlinie. Jedynym, czego brakowało w mej beztroskiej, zlanej szampanem codzienności, była miłość. Miłość Adonisa. Wysoki, męski, piękny chłopco-mężczyzna. Miał złote loki, niebieskie oczy i ciało młodego boga. Do białej koszuli włożył fular. Prawdziwy polski Adonis. B. poznał mnie już w fazie wysokiej popularności, wiedział, z kim ma do czynienia. Był moim prawdziwym fanem. Zauroczony fantazją o kokietce promującej lubieżne picie wódki i organizującej sławne na cały Berlin kolacje. Oczami wyobraźni zapewne widział, jak w koronkowej bieliźnie codziennie gotuję dla niego bigos, śpiewając do ucha „Lulajże, Jezuniu”. „Ten twój głos. Anielski głos, najlepszy na świecie”, tak powiadał. Zakochał się z marszu, gdy pierwszy raz zadzwonił do mnie w sprawach zawodowych.

udostępnij