To już taka piękna tradycja, że jesień w naszym kraju zaczyna się od festiwali filmowych. Nie ukrywam, że to czas, którego wyczekuję ze sporymi emocjami pomimo żegnającego się lata. Co roku skaczę z jednej sali kinowej do drugiej, w moment przenoszę się z mroźnej Rosji na pustynne tereny Ameryki, po czym nurkuję w Morzu Egejskim, by za chwilę ocknąć się w jednej z kafejek Hongkongu… Millennium Docs Against Gravity to jedno z tych wydarzeń, które w magiczny sposób przenoszą nas w czasie i miejscu. Do tego przypomina, jak kolorowych, otwartych, ciekawych świata i po prostu fajnych ludzi mamy dookoła siebie.

Czytaj dalej