Advertisement

„Chaos, smutek i płacz". Nasi znajomi wożą uchodźców na trasie Polska-Lwów. Zobaczcie ich relację

Autor: Monika Kurek
16-03-20224 min czytania
„Chaos, smutek i płacz". Nasi znajomi wożą uchodźców na trasie Polska-Lwów. Zobaczcie ich relację
Pojechali na początku marca i od tej pory działają bez chwili wytchnienia. Zapotrzebowanie jest ogromne, a poza tym wciąż czegoś brakuje. Transportów, jedzenia, leków, kamizelek, hełmów... Mariusz Mac i Piotr Bratosiewicz podzielili się z nami swoimi doświadczeniami. Przez tydzień za pośrednictwem InstaStories będziemy pokazywali sceny z ich licznych podróży.
Od czwartku 24 lutego trwa nieuzasadniona i niesprowokowana inwazja wojsk Putina na Ukrainę. Prezydent Rosji Władimir Putin uzasadnił atak koniecznością udzielenia pomocy separatystycznemu Donbasowi oraz przeprowadzenia denazyfikacji Ukrainy, co jest oczywiście nieprawdą.
Jak podaje Misja Obserwacyjna ONZ ds. Praw Człowieka na Ukrainie, od początku wojny zginęło co najmniej 726 ofiar cywilnych, a 1174 zostało rannych (stan na 16 marca). Szacuje się, że Ukrainę opuściło już ponad 3 mln osób, natomiast według Straży Granicznej do Polski przyjechało już 1,915 mln osób. W naszym kraju trwa pełna mobilizacja i każdy robi, co może, aby pomóc. Bliscy K MAG-owi Mariusz Mac oraz Piotr Bratosiewicz również nie siedzą z założonymi rękami. Poprosiliśmy ich, aby opowiedzieli nam o swoich doświadczeniach, a w najbliższych dniach będziecie mogli zobaczyć na naszym InstaStories relacje z ich licznych podróży do Lwowa.

„Widzieliśmy ogromny smutek i strach w oczach uciekających"

Mariusz Mac jest twórcą marki olejków CBD – lekko. Piotr Bratosiewicz jest natomiast fotografem, który, jak skromnie twierdzi, „trochę podróżuje". Jest obecnie w trakcie realizacji projektu „Collecting Stamps", mającego na celu odwiedzenie wszystkich krajów na świecie. Do tej pory odwiedził ich już ponad sto.
Dziś Mariusz i Piotr są także kierowcami, organizatorami i dokumentalistami. A także po prostu osobami, które chcą pomóc. Od początku marca niezmordowanie transportują osoby uciekające przed wojskami Putina na trasie Polska-Lwów. Są zmęczeni i poruszeni, ale działają dalej. Nie przestali nawet, kiedy zepsuł im się samochód. Szukali alternatywy, aż w końcu z pomocą przyszła im fundacja „Nie Zapomnij o Nas, Powstańcach Warszawskich", która dostarczyła im prawie 20-letniego busa. Jak Mariusz i Piotrek zapewniają – pojazd spisuje się na medal. Obkleili go barwami swojego konwoju humanitarnego i wyruszyli do Lwowa, zaopatrzeni w aż 1000 kanapek przygotowanych przez bar Warmut.
Jesteśmy też załadowani lekami, na które jest tam zapotrzebowanie. Wieziemy dużo insuliny i antybiotyki, ale też leki uspokajające. W kolejnej turze będziemy chcieli przewieźć zakupione kamizelki kuloodporne IV klasy oraz hełmy z kevlarami. Komendant Lwowa wystawił nam przepustkę na wwiezienie tych wszystkich produktów powiedzieli nam.
W najbliższych dniach na naszym profilu na Instagramie (@kmag_magazine) będziecie mogli obejrzeć fragmenty wideorelacji przygotowanej przez Mariusza oraz Piotra.
Poniżej natomiast znajdziecie zapis ich doświadczeń, którym się z nami podzielili.
Chaos, smutek i płacz. Wszyscy chcą być bezpieczni... Jeździmy w uprzywilejowanym konwoju, po zachodniej stronie Ukrainy dzień i noc, pomiędzy Lwowem a granicami Polski, zbierając ludzi najbardziej potrzebujących matki z dziećmi, osoby niepełnosprawne i starsze. Widzieliśmy ogromny smutek i strach w oczach uciekających, którzy nie mieli gdzie się podziać, nie mieli możliwości transportu, utknęli.
Na dworcu lwowskim w specjalnych pomieszczeniach przebywają tysiące tych najbardziej poszkodowanych ludzi, którzy nie są w stanie sami się poruszać. Jest mróz. Ludzie płaczą, ponieważ drugi raz w życiu są zmuszeni do ucieczki i porzucenia wszystkiego na zawsze – 10 lat temu z Doniecka, a teraz znów: z Kijowa, Charkowa, Mariupola, Zaporoża, Mikołajowa... Ich znajomi z Rosji im nie wierzą uważają, że jest zupełnie odwrotnie i to tylko boli ich podwójnie.
Lwów otaczają okopy, bunkry i posterunki, przez które przejeżdżamy z przepustką. Jesteśmy dzień i noc za kółkiem, zbierając ludzi, szukając dla nich rozwiązania. Jeździmy w nocy, w trakcie godzin policyjnych jako nieliczni na jakichkolwiek drogach. Lwów w nocy jest kompletnie pusty, a na ulicach widać tylko członków straży nocnej z karabinami, którzy patrolują ulice.
Na lwowskim dworcu widzimy też ludzi różnej narodowości, o różnym kolorze skóry. Mówią świetnie po Ukraińsku, bo tu studiowali, pracowali – mieli swoje szczęśliwe życie. Pochodzą z Afryki, Uzbekistanu, Indii, Nigerii, Algierii, Maroka czy Białorusi i Rosji. Biedni i zamożni. Normalni. Dobrzy ludzie. Nikt ich tu nie podstawia – nie ma możliwości, aby jechali z innego kraju specjalnie przez Ukrainę, tylko po to, aby stać się tymi mitycznymi uchodźcami, którzy następnie będą nas napadać na dworcach, gwałcić czy grozić nożem. Nawet jeśli takie sytuacje mogły mieć gdzieś miejsce, to mikro kropla na tle liczby przyjętych uchodźców i ogromna dezinformacja, która ma służyć destabilizacji. Na wszelkiego rodzaju dezinformacyjną agresję powinniśmy reagować ze spokojem, nie wchodząc do tej bezsensownej, iluzyjnej gry.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement