Jak opowiada projektantka, jej główną inspiracją były lata powojenne - od 50. do 70., gdy wspomnienia wojennego horroru utrudniały przystosowanie się do nowej rzeczywistości, a odnalezienie estetyki nowego, polskiego designu odzwierciedlało trudności polskiej szarówki. Łaskawiec odnosi się do specyficznej sytuacji artystów, którzy - zmuszeni do przynależności do Związku Polskich Artystów Plastyków - skupiali się na sztuce użytkowej, flirtując z cenzurą za pomocą fantazyjnych projektów bram czy szkła artystycznego, jak w przypadku słynnego zakładu „Ćmielów”. Abstrakcyjne formy znane z dzieł Lubomira Tomaszewskiego, Hanny Orthwein czy Mieczysława Naruszewicza u Łaskawiec odnajdują swoje echa w asymetrycznych długościach, czystych, jasnych barwach czy wzorach, gdzie psychodelia łączy się z geometryczną harmonią.
Łaskawiec nie powiela jednak schematów - w jej kolekcji nie znajdziecie przekopiowanych 1:1 schematów z Mody Polskiej, a eksplozję jasnych barw, organicznych dodatków czy fantazyjnych stylizacji. Bohaterki kolekcji to nie milicjantki czy panny z domów z betonu, a bardziej uwspółcześnione Calineczki, otoczone chmarą motyli.
Laureatka Złotej Nitki, pośród sympatyzowania z bohaterami Wajdy, nie zapomina jednak o nowoczesnych wartościach – użyte tkaniny w większości pochodzą z deadstocku, bawełna posiada odpowiednie certyfikaty świadczące o zrównoważonym pozyskiwaniu, a fantazyjne nadruki naniesione zostały metodą optymalizującą zużycie wody. Mariaż wspomnień o czasach zniszczenia i jednoczesnej lekkości, płynącej z oderwania od problemów i szybowania w stronę jaśniejszych barw - to kolekcja bardziej współczesna, niż może się wydawać.