8 zupełnie różnych historii, które warto zobaczyć podczas Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego

17-10-2024
8 zupełnie różnych historii, które warto zobaczyć podczas Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego
Kadr z filmu „Pies przed sądem”, mat. prasowe
Jesteśmy na półmetku jubileuszowej, 40. edycji Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Jak co roku selekcja filmowa robi wrażenie, w dodatku tym razem skupiono się na kinie gatunkowym oraz nowych nazwiskach, często debiutujących. Jakie filmy zrobiły na nas wrażenie?
10 festiwalowych dni to ponad 100 filmów. Trudno byłoby obejrzeć je wszystkie, jednak wybraliśmy historie z różnych biegunów, które zdecydowanie warto dodać do swojego kalendarza projekcji, a przynajmniej pomogą wskazać kierunek. Każdy film jest pokazywany kilka razy o zmiennych godzinach tak, by można było wybrać dogodny seans. Pełny program festiwalu znajduje się na stronie WFF.pl. Tymczasem sprawdźcie nasze polecenia.
1/8
„Lodowa dziewica”, reż. Nathaniel C. T. Jackson
Bohaterką tego filmu dokumentalnego jest Lisa Blair, Australijka, której wielką pasją stało się żeglarstwo. Brała udział w licznych wyprawach i przepłynęła świat dookoła, jednak „Lodowa dziewica” skupia się na innym celu: opłynięciu Antarktydy solo po najbardziej niebezpiecznych wodach globu. Czy jej się udało, przekonacie się podczas seansu. Co z pewnością zostaje z widzem po wyjściu z kina to niesamowita determinacja i siła ducha Lisy, a także jej niegasnący optymizm niezależnie od warunków. Ten jest wręcz niewiarygodny. Całość została zmontowana w dość sensacyjny sposób, dlatego w trakcie tych niespełna dwóch godzin nietrudno o przyspieszone bicie serca czy współodczuwanie z bohaterką na krawędzi przeżycia. Jeśli chcecie się podbudować albo szukacie inspiracji do zrobienia czegoś spektakularnego, ten film dostarczy wam przysłowiowego „kopa” do działania.
„Żegnaj nudo”, reż. Elina Sahlin
Przenosimy się do wysuniętej daleko na północ szwedzkiej krainy Norrland. Na tamtejszej farmie mieszka 13-letnia Jackie, która czas z przyjaciółmi spędza na braniu narkotyków, by udawać się w jeszcze dalsze zakątki – tym razem wyobraźni. Nie to jest jednak osią filmu, lecz śmierć Novy, przyjaciółki Jackie, i upór bohaterki w odkryciu, co dokładnie się wydarzyło. Jej miłość i lojalność wobec przyjaciółki pozostają czyste, co wskazuje na wielowarstwowość człowieka. Każdy z bohaterów „Żegnaj nudo” jest kimś więcej niż osobą odurzającą się, o czym często zapominamy w prawdziwym życiu i z łatwością oceniamy bez zagłębienia się w istotę człowieka. W „Żegnaj nudo” świetny jest zresztą casting, muzyka, o północnych plenerach i architekturze nie wspominając. A to pierwszy film fabularny Eliny Sahlin, która dotychczas miała na koncie filmy krótkometrażowe.
„Koniec lata”, reż. Danis Tanović
Absolutnie urzekający pod każdym względem! Chorwacka wyspa, tytułowy koniec lata, słońce, morze i wieczorne zabawy w miejscowym barze. Maja (świetnie zagrana przez Anję Matković) przyjeżdża na wyspę, by upomnieć się o swoje. Szybkie załatwienie spraw przeradza się jednak w dłuższy pobyt, podczas którego kobieta przypadkiem zostaje kelnerką i poznaje zupełnie nowych ludzi z rozmaitymi historiami i osobliwymi powodami tkwienia na niemal pustej wyspie. Pełna humoru i perypetii opowieść, gdzie nie brakuje błyskotliwych odniesień do sytuacji politycznej i historii kraju (także wcześniejszej Jugosławii). Jednocześnie bohaterka przeżywa swoiste katharsis, odkrywa samą siebie po latach dręczących ją pytań i nierozwiązanych spraw. Wszystko składa się na pokrzepiający seans, z którego trudno nie wyjść z szerokim uśmiechem na twarzy.
„Pies przed sądem”, reż. Laetitia Dosch
Francuska perełka, która bawi do łez. Prawniczka do spraw beznadziejnych podejmuje się obrony psa Cosmosa, należącego do drobnego złodziejaszka z niepełnosprawnością. Pomimo wylewającego się zewsząd absurdu, główna bohaterka jest zdeterminowana, by wybronić swojego klienta. Zwierze nie jest rzeczą, ale również nie posiada świadomości człowieka. Jak powinno być postrzegane przez wymiar sprawiedliwości? I jak sprawa Cosmosa ma się do praw kobiet? W teorii niedorzeczny punkt wyjścia zmusza widzów do kwestionowania rzeczywistości, a cała sprawa nabiera filozoficzno-egzystencjonalnego wymiaru.
„Po nas choćby potop”, reż. Arto Halonen
Fińska dystopia o końcu świata i drugich szansach. Młody i arogancki fizyk opracowuje sposób, który może zapobiec katastofie. Kiedy ostatecznie nie zapobiega, ONZ wysyła wspomnienia i osobowość Henriego do momentu jego narodzin. Misja uratowania świata staje się lekcją pokory oraz szansą na naprawienie błędów z poprzedniego życia. Co ma znaczenie, jeśli nic nie ma znaczenia? Co ma znaczenie, jeśli wszystko ma znaczenie? Pomysłowe i innowacyjne spojrzenie na ludzką egzystencję w obliczu nadciągającej katastrofy.
„Gorzkie złoto”, reż. Juan Francisco Olea
Historia o niezłomnym harcie ducha na samym krańcu świata. Chile, Pustynia Atakama. Jedna decyzja uruchamia kulę śnieżną, która zmiata z planszy marzenia nastoletniej Caroli i jej ojca, zarządzającego kopalnią. Dziewczyna snuje plany o innym życiu daleko stąd. Mieście, edukacji, rówieśnikach. Nagle marzenia o wyjeździe wydają się niesamowicie odległe, a Carola i Pacifico muszą zmierzyć się z brutalną rzeczywistością, która zapędza ich w kozi róg. Wielką siłą filmu jest piękna relacja ojca i córki.
„McVeigh” , reż. Mike Ott
„McVeigh” , reż. Mike Ott
Film „McVeigh” w reżyserii Mike'a Otta to minimalistyczny, ale niepokojąco intensywny dramat, który przybliża widzom wydarzenia, które doprowadziły do jednego z najtragiczniejszych aktów terroryzmu w historii Stanów Zjednoczonych. Skondensowana opowieść o Timothy'm McVeighu, odpowiedzialnym za zamach bombowy na budynek federalny Alfreda P. Murraha w Oklahomie w 1995 roku, to nie tylko portret terrorysty, ale także głęboka analiza radykalizacji białej klasy pracującej w Ameryce, której echa odnajdujemy w dzisiejszych wydarzeniach, takich jak atak na Kapitol z 6 stycznia 2021 roku.
Ott celowo trzyma nas na dystans od swojego bohatera, nie pozwalając podejść zbyt blisko do McVeigha. Zamiast zanurzać nas w psychikę zamachowca, reżyser prowadzi nas przez wydarzenia, filmując McVeigha niczym dzikie zwierzę obserwowane z daleka, często w jego samochodzie – symbolu jego izolacji i gniewu. To zabieg, który dodaje filmowi wyjątkowej mocy. Ott nie oferuje prostych odpowiedzi ani klarownych motywacji — wszystko, co widzimy, jest przedstawione oszczędnie, pozostawiając wiele miejsca na interpretacje. Znakomitym zabiegiem jest tu również zwiększenie dźwięków otoczenia zamiast używania nadmiaru dialogów, co potęguje uczucie niepokoju.
Film jest rzadkim i odważnym studium radykalizującej się Ameryki, które pokazuje, jak kruche ego może zostać przekształcone w samotnika-terrorystę. W dobie napiętych stosunków społeczno-politycznych film Otta może być zbyt dosłowny, by przyciągnąć szeroką publiczność, ale na pewno znajdzie uznanie wśród widzów poszukujących głębszej refleksji nad przemocą współczesnego świata.
„Flathead”, reż. Jaydon Martin
„Flathead”, reż. Jaydon Martin
Jaydon Martin w swoim reżyserskim debiucie prowadzi nas szlakami utartymi przez niebieskie kołnierzyki w Queensland, mówi ich głosem i nie szlifuje ich matowych doświadczeń. Fabularyzowany dokument stanowi estetyczną ucztę, która uwodzi widza swoją szczerością. Uwydatniony jest topos wiary i żałoby pośród członków klasy robotniczej, który poprowadzony przez twórcę nie staje się karykaturą, a hołdem dla lokalnych mieszkańców. Film utrzymany jest w lśniącej, biało-czarnej strukturze, z okazjonalnym kolorem. Monochromatyczność ustępuje barwom w momentach, kiedy na ekranie widzimy cyfrowe, osobiste nagrania dwóch bohaterów – Andrew Wong’a i Cass’a Cumerford’a.
Bezpretensjonalna gwiazda filmu to siedemdziesięcioletni Cass – kościsty, przyozdobiony starczymi plamami i wiecznie młody duchem. Już na początku projekcji pojawia się scena badania tomograficznego, która wskazuje na nieuchronnie pogarszający się stan zdrowotny protagonisty; mimo to, każdy wypalony przez niego papieros zwieńczony jest odpaleniem kolejnego. Jego bezbronność widoczna w pierwszym segmencie (obraz nagiego starca w pozycji embrionalnej) opowieści tylko zwodzi odbiorcę, Cass udowadnia swoją przebojowość w rozmowach z lokalną społecznością.
Jedynym elementem osi narracyjnej w filmie jest dół, którego kopanie powierzone jest protagoniście. Kilkukrotnie pojawia się scena żłobienia w ziemi, które dobitnie ukazuje jak gotowy na swoje odejście jest Cass. Przy pierwszym podejściu rozbrzmiewa dramatyczna muzyka, którą i tak zagłusza lamentacyjne sapanie starca. Z kolei ostatni zarejestrowany wysiłek, Cass dzieli z drugim bohaterem hybrydy dokumentalno-fabularnej – Andrew Wong’iem, którego ojciec zmarł podczas kręcenia filmu. Porozumienie wyszyto cienką, czarną nicią żałoby po ojcu i po samym sobie.
Klamrą kompozycyjna są cierpkie i odpychające ujęcia z fabryki produktów mięsnych skontaminowane z głosem Angharad Van Rijswijk wykonującej tradycyjne chrześcijańskie hymny takie jak „Nearer, My God, To Thee”. Kontrast, jaki tworzy Martin ukazuje, że pomimo palety barw, film nie jest czarno-biały. Klasa robotnicza z Queensland nie jest romantyzowana, a celebrowana; reżyser oddaje im możliwość opowiedzenia swoich historii własnym głosem z zachowaniem nieujarzmionej dzikości. Po seansie pojawia się jednak nieodparte wrażenie, że zabrakło punktu ciężkości, który pomógłby wybrzmieć poetyckości obrazu jeszcze głośniej.
tekst: Zuzanna Zalejasz
FacebookInstagramTikTokX