Nasze numery
#14 #DIRTYDANCING mobile





#14 #DIRTYDANCING
Od jakiegoś czasu się zastanawiam, jak wpadliśmy na pomysł zatytułowania całego numeru „Dirty Dancing”. Naprawdę nie pamiętam. Albo za mało lecytyny, albo za dużo myślę o pierdołach. Jakby nie było, moje pokolenie zapamięta to ckliwe, aczkolwiek urocze i pełne świetnej muzyki, dzieło jako „Wirujący seks”. Plakaty z tym tytułem zdobiły słupy całej stolicy, jak i pewnie większości miast w Polsce. Tak właśnie ochrzczono ten film w naszym kochanym kraju końca poprzedniego systemu. „I poznałem, co to seks” cytując słowa kultowej „Autobiografii” Perfectu – każdy z nas chciał zobaczyć, o co w tym chodzi, co to jest i jak to jedzą na wspaniałym Zachodzie. Ja, ledwo nastoletni szczyl, kojarzyłem to raczej z rozbieranymi obrazkami z komiksów (królował wtedy kultowy „Szninkiel” od kolegi z trzepaka), a tu nagle „Wirujący seks” i macho Patrick Swayze, za którym lecą tabuny pięknych dziewic. Świat się zmienił. Wraz z zalewem przegrywanych filmów na kasetach wideo, wszystkimi „Lodami na patyku” i tym podobnymi okazało się, że nie tylko można o tym mówić, ale i oglądać... Zeszłoroczna tragiczna śmierć Patricka Swayze to pewnie kolejny powód naszego wyboru. Jednak bardziej jako symbol tamtych lat i tamtego kina, a nie choroby i śmierci. Rewelacyjny, śmiały taniec, bunt młodych, prawdziwa miłość, nieśmiertelne hity na czele z „The Time Of My Life” Billa Medleya i Jennifer Warnes, zmysłowe sceny miłosne i historia brzydkiego kaczątka, z którego rodzi się bogini seksu. Teraz to codzienność, wtedy przyprawiało o rumieńce nawet starsze pokolenia. Niedawno, oglądając ten film, odkryłem jednak wielką tęsknotę za tym właśnie rumieńcem i delikatnym podnieceniem. Dzisiaj nawet w ukochanym przez masy „Tańcu z gwiazdami” mamy więcej seksu aniżeli w tamtych filmach. Przefiltrowani przez nowe czasy prezentujemy zatem „Dirty Dancing” Anno Domini 2010. Czyli o buncie, różnicy pokoleń i romansie z prawdziwym macho polskiego kina Mirosławem Zbrojewskim w tańcu z naszym „łabądkiem” z prezydenckiego domu Olą Kwaśniewską. Roztańczona Magdalena Ławniczak (aka Eloise Ash) pod wpływem duetu Jennifer Grey (filmowa Baby) i bożyszcza nastolatek Patricka Swayze pokazuje współczesnych „młodych” w swoim wnikliwym obiektywie. A my piszemy o innych tańcach, dziwnych tańcach, nieznanych tańcach i o tym, jak taniec był ważny dla kina, a kino dla tańca. Przedstawiamy w trochę inny, nasz KMAG-owy sposób rodzimą gwiazdę Hollywood Izę Miko i jej spojrzenie na świat. Rozmawiamy z poetą o najbardziej muzycznym nazwisku w środowisku – Jasiem Kapelą – i wspominamy najważniejsze świątynie tańca, czyli legendarne kluby i ich bywalców... KMAG, jak na karnawał przystało, roztańczony, roześmiany i gotowy do zabawy. Panowie proszą panie, a panie proszą panów. Witajcie w nowych czasach...
K jak Komar, Mikołaj Komar, redaktor naczelny
W tym numerze:
























































