Nasze numery

#69 #AVATAR mobile

Cover image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Issue content image
Avatar, czyli nasze alter ego, nasz świat zewnętrzny
Zawsze zastanawiałem się, skąd bierze się u nas ta odwieczna potrzeba pokazywania tego, jakimi chcielibyśmy być, zamiast tego, jacy naprawdę jesteśmy. Jako gówniarze stawialiśmy bajerancki piórnik na ławce w szkole czy wypisywaliśmy zmyślone dyrdymały w „Złotych myślach” swojej potencjalnej sympatii. Później koloryzowaliśmy opowieści weekendowe na przerwie w pracy bądź przy wybrankach na pierwszych randkach. Albo o zapożyczaniu się na nowego Mercedesa czy stucalowy telewizor, będąc właścicielem kawalerki w bloku z dużej płyty, nie wspomnę... Mamy wielką potrzebę imponować, brylować, wzbudzać zazdrość. A współczesne czasy dały nam taką możliwość, by budować swoje drugie ja. Social media jako ogólnodostępne narzędzie nie tylko komunikacji, ale właśnie pokazywania swojego awatara sięgnęło zenitu. Prezentowania się od najlepszej strony, ale też dzielenia się troskami, a co najsmutniejsze, wyżywania się na słabościach innych. Potocznie ochrzczeni „hejterami” internauci leczą swoje kompleksy i codzienne problemy, krytykując wszystko i wszystkich tych, którzy faktycznie coś ciekawego robią czy zrobili. Polska króluje w tym na tle całej Europy. Zamiast działać i zaskakiwać swoimi pomysłami, realizacjami, sukcesami – skupiają się na życiu innych i wylewają jad. To są oczywiście plusy i minusy naszych nowych technologii. Internet dał nam głos. Każdy z nas musi się w tym odnaleźć, oczywiście może stanąć obok i nie zwracać uwagi na te zjawiska, ale na swoim przykładzie mogę z przykrością przyznać, że nie jest to łatwe. To, co pokazujemy na Instagramie, Twitterze, Facebooku, Pintereście, Tinderze i innych, to świat, który chcemy, żeby inni widzieli. Budujemy siebie i swoje postrzeganie otoczenia. To również niesamowicie skuteczne pole prowokacji, w kilka chwil możemy wywołać reakcje wirusową i możliwość zasiania wszelakich myśli w setkach, tysiącach czy nawet milionach ludzi. Nasz wrześniowy numer traktuje tytuł słynnego filmu jako punkt wyjścia do tego współczesnego fenomenu.
Gdzie tak naprawdę jesteśmy my, a gdzie zaczyna się nasz PR? Czy image jest naprawdę tak ważny? Czy jak zaczynamy wierzyć we własne fantazje i budowane legendy, to może już czas na terapię? Czy nie za dużo myślimy o opakowaniu, zamiast skupić się na zawartości...
Tym wydaniem K MAG-a postaramy się sprowokować do zastanowienia się nad tymi i wieloma innymi pytaniami czy zagrożeniami, które pojawiają się tak blisko nas, a które często po prostu wypieramy. Budowanie swoich awatarów to oczywiście rewelacyjna i wciągająca zabawa, ale warto mieć zdrowy dystans, gdyż żadne uzależnienie niczego nie zmieni.
Wejdźmy zatem w tę jesienną porę z postanowieniem, żeby być sobą, a zmienianie świata zacznijmy właśnie od siebie, a nie od innych.
K jak Komar, Mikołaj Komar, redaktor naczelny