Powiedzieć, że Zdzisław Beksiński był artystą tajemniczym, wszechstronnym i niezwykle uzdolnionym, to nic nie powiedzieć. Genialny grafik, rysownik, fotograf, rzeźbiarz, ale przede wszystkim malarz, którego obrazy osiągają dzisiaj niebotyczne kwoty na aukcjach. Wizjoner tworzący dzieła pełne mroku, samotnik unikający mediów, brutalnie zamordowany przez 19-latka. Okazuje się jednak, że miał jeszcze jedną tajemnicę, gdyż oprócz znanego powszechnie talentu do sztuk wizualnych, skrywał również duże zdolności pisarskie. Jego epizod literacki był krótki, ale intensywny. Do rąk czytelników trafia właśnie zbiór jego 25 opowiadań, o których istnieniu do tej pory prawie nikt nie wiedział. Pierwsze próby pisarskie Beksiński podjął w 1963 r., a ostatnie jego zapiski  pochodzą z listopada 1965 r. Większość z nich to skończone, pełnowymiarowe opowiadania, a część pozostała jedynie szkicami. W sumie pozostawił po sobie około 300 stron maszynopisu. Nie zamierzał ich publikować. Swój dwuletni dorobek literacki schował do kartonu i odłożył na półkę. Zapiski zostały odkryte dopiero po śmierci artysty w 2005 roku, a w maju tego roku, po 60 latach od powstania, wreszcie udało się je wydać drukiem. Mroczna, ascetyczna okładka książki skrywa nie mniej mroczne i tajemnicze treści. W prozie Beksińskiego wszystko jest możliwe, jego wyobraźnia nie zna granic  – urzędnik wpada do nocnika, biskupi mnożą się przed oczami, a jeden z bohaterów ukrywa zapasową głowę w szufladzie. Dominuje poetyka marzenia sennego, surrealizm i groza, pełno tu lęków i obsesji autora. Są wątki kryminalne, sensacyjne, a także duża dawka humoru i makabry. Tekstowi towarzyszą reprodukcje grafik artysty, które są cennym uzupełnieniem tej starannie przygotowanej publikacji. Zobacz również: W Londynie pokazano osobiste rzeczy Fridy Kahlo. Jest tu nawet lakier do paznokci i proteza nogi. Sam Beksiński był bardzo krytyczny wobec swojego pisania. Na marginesach maszynopisów  notuje m.in. „to Kafka, ale taki od siedmiu boleści”, „za bardzo pod Gombrowicza” i „nie będę pisał, bo tylko się ośmieszam, tracę czas i dobre samopoczucie”. Trzeba jednak przyznać, był to krytycyzm zdecydowanie zbyt daleko posunięty, gdyż jego proza wciąga swoją tajemniczą i sugestywną aurą oraz imponuje różnorodnością i niezwykłością. Choć narzekał na wtórność swojego pisarstwa, to wiele z zastosowanych przez niego awangardowych technik wyprzedzało nurty i mody literackie XX wieku. A najtrafniej o swojej artystycznej misji pisze w jednym z opowiadań: „Nie potrafię zatrzymać wielkiego koła, mogę jedynie zostać obserwatorem, ostatnim świadkiem, bezstronnym fotografem otaczającego mnie końca”. Beksiński to artysta, którego biografia i twórczość wciąż fascynują. Rok temu wydano głośną biografię malarza i jego syna, zatytułowaną „Beksińscy. Portret podwójny”, autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej. Dowiedzieć się można z niej, że artysta miał tylko dwa komplety ubrań – jeden do malowania, drugi do podejmowania gości,  a po śmierci żony żywił się wyłącznie pepsi, kiszonymi ogórkami i kanapkami z McDonald’s. Na 2016 rok zapowiadany jest film „Ostatnia rodzina”, w którym zostanie ukazane 28 lat życia Beksińskiego i jego rodziny w Warszawie, dokąd przenieśli się z Sanoka. Reżyserem będzie Jan P. Matuszyński, który ma na swoim koncie film dokumentalny pt. „Deep Love”, a scenariusz napisał Robert Bolesto – współscenarzysta filmu „Hardkor Disco”. Malarza zagra Andrzej Seweryn, a jego syna, dziennikarza i tłumacza – Dawid Ogrodnik. Zdzisław Beksiński urodził się w Sanoku 24 lutego 1929 r. Niedługo po skończeniu architektury na Politechnice Krakowskiej wrócił do rodzinnego miasta. Od 1959 r. do 1967 r. pracował jako plastyk w Sanockiej Fabryce Autobusów Autosan, założonej przez Mateusza Beksińskiego, pradziada artysty. W 1977 r. zdecydował się opuścić Sanok, gdyż władze miasta podjęły decyzję o rozbiórce rodzinnego domu Beksińskich i przeniósł  się do Warszawy. 21 lutego 2005 roku został zamordowany w swoim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie.