Akcja „Uśmiechnij się 2” rozpoczyna się 6 dni po wydarzeniach z części pierwszej. Odkrywamy, że klątwa w dalszym ciągu jest przekazywana na kolejne ofiary, które w ciągu siedmiu dni od jej otrzymania popełniają samobójstwo. Trafia ona w końcu do Skye Riley, super gwiazdy popu, która po nieszczęśliwym wypadku samochodowym i przerwie od występów, wraca do świata showbiznesu i szykuje się na swoją najnowszą trasę koncertową. Gdy jednak umiera na jej oczach diler, życie Skye zamienia się w piekło.
Naomi Scott, grająca postać Skye Riley, jest po prostu niesamowita. Po tym, jak zagrała w „Alladynie” księżniczkę Jasminę, udowadnia nam wcielając się tym razem w opętaną artystkę, że ma zakres aktorski godny podziwu. Wykreowała niezwykle wiarygodną postać, której widz współczuje i dopinguje przez cały czas. Pokazała strach, stres, przytłoczenie, lęk i szaleństwo w sposób na tyle realny, że zapomniałem całkowicie, że to tylko film. Podobnie pozostali aktorzy dali fenomenalny występ, który nadał produkcji dynamiki, której zabrakło w pierwszej odsłonie.
Scenografia, kolorystyka, kadry i praktyczne efekty specjalne kontrastujące z motywem i tematem filmu o psychologicznej degradacji, wyjątkowo zadziałały. W przeciwieństwie do pierwszej części, która była szara, mroczna i chłodna, „Uśmiechnij się 2” przedstawiło historię bohaterki w jasnych, żywych kolorach, w akompaniamencie wartkiej akcji i dużej (aż może i zbytniej) ilości jumpscarów.
Zadziałało to na plus, bo ograniczyło to przewidywalność filmu. Momentami zabawne i dziwaczne sceny oprawione w wyrazistą otoczkę, genialna praca kamery, a także nieobliczalna groteskowość wrogiego bytu spowodowały, że opuściłem gardę. Rzadko kiedy byłem w stanie przewidzieć jumpscare czy kolejne posunięcia bohaterki. Traciłem rachubę, czy jako widz, znajduję się w urojeniach Skye, czy może to, co widzę dzieje się naprawdę.
Po części ubolewam nad odrzuceniem na bok tej brutalności osamotnienia, którą ukazano w pierwszej części. Jako widz odczuwałem realne odizolowanie bohaterki od jej najbliższych i postrzeganie jej przez społeczeństwo jako wariatki. Nadawało to historii realizmu. Widzieliśmy jak Rose rozpada się mentalnie i powoli zagłębia w spiralę szaleństwa, próbując jednocześnie przepracować swoje traumy. Czułem, że mam do czynienia z kimś prawdziwym, kto traci zdrowe zmysły. Postać Skye, choć genialnie zagrana, dawała mi bardziej poczucie osoby, która trafiła do innego świata, gdzie zmaga się z potworem, próbującym nią zawładnąć.
Niemniej jednak uważam część drugą za tę lepszą. Poprawiła niedociągnięcia poprzedniczki i pokazała złowrogość demona na jeszcze większą skalę, a prawda jest taka, że ten film dokładnie tego potrzebował. Horror, w którym zło manifestuje się poprzez uśmiechających się ludzi, dużo bardziej zyskuje w otoczce groteski i surrealizmu niż w rzeczywistości nieprzepracowanych traum i psychologicznego bólu.