Polskie plecionkarstwo na liście UNESCO

Autor: Agnieszka Sielańczyk
11-12-2025
Polskie plecionkarstwo na liście UNESCO
fot. YT
Decyzja ta dotyczy czegoś znacznie bardziej złożonego niż nostalgiczne wyobrażenia o domowych robótkach – mowa o żywej tradycji rzemieślniczej, która przetrwała industrializację, PRL i globalizację.

Rzemiosło, które przetrwało transformację

Polskie plecionkarstwo nigdy nie było jednorodne. Każdy region wykształcił własne techniki i formy – od kaszubskich koszy po kurpiowskie pająki słomiane, od podhalańskich kierpców po łowickie koronki szydełkowe. Ta różnorodność, zamiast zniknąć pod presją masowej produkcji, okazała się jej największą siłą.
W dokumentacji przedstawionej UNESCO znalazły się świadectwa kilkudziesięciu warsztatów rzemieślniczych działających w małych miejscowościach – od Rudnika nad Sanem po Wilków na Podkarpaciu. To rodzinne przedsiębiorstwa, gdzie umiejętności przekazywane są bezpośrednio, przez obserwację i powtarzanie gestów. Wikliniarze z Rudnika nad Sanem utrzymują ciągłość technik sięgających XIX wieku, kiedy nad Sanem rozwinęło się centrum produkcji koszy, kłatek dla ptaków i mebli.
Ministerstwo podkreśliło w swoim wniosku, że plecionkarstwo pozostaje częścią codziennego życia wielu polskich społeczności, a nie jedynie folklorystyczną atrakcją. Wyplatane kosze służą w gospodarstwach rolnych, szydełkowane obrusy nadal trafiają na wiejskie stoły, a wiklinowe meble pojawiają się w miejskich mieszkaniach jako alternatywa dla fast furniture.

Nieoczekiwany powrót szydełka

Ostatnia dekada przyniosła zjawisko, którego nie przewidzieli nawet najbardziej optymistyczni obrońcy tradycji – plecionkarstwo stało się modne. Instagram i TikTok zapełniły się filmami młodych ludzi prezentujących swoje szydełkowe projekty, od oversizowych swetrów po asymetryczne torby. Hashtag #crochet zbiera obecnie ponad 15 milionów wpisów na Instagramie, a polskie konta poświęcone robótkom ręcznym notują setki tysięcy obserwujących.
Ten renesans ma konkretne źródła. Pandemia COVID-19 zmusiła miliony ludzi do spędzania czasu w domach, szukających zajęć pozwalających odciąć się od ekranów. Jednocześnie narastająca krytyka fast fashion i konsumpcjonizmu skierowała uwagę na slow fashion i DIY. Szydełkowanie, wolne, meditatywne, pozwalające stworzyć unikatowy obiekt, idealnie wpisało się w te poszukiwania.

UNESCO i polityka dziedzictwa

Wpis na listę UNESCO nie jest przypadkowy, to efekt wieloletniej strategii budowania międzynarodowej pozycji polskiej kultury niematerialnej. Polska ma już na listach UNESCO kilkanaście wpisów, od krakowskiego szopkarstwa po jazdę konną Hucułów. Plecionkarstwo stanowi kolejny element tej mozaiki, jednocześnie najbardziej powszechny – w przeciwieństwie do regionalnych tradycji, techniki plecionkarskie praktykowane są w całym kraju.
Decyzja UNESCO ma też wymiar praktyczny. Wpis otwiera dostęp do międzynarodowych programów finansowania, ułatwia współpracę z zagranicznymi ośrodkami rzemiosła, nobilituje rzemieślników w oczach lokalnych władz. Dla małych warsztatów to szansa na przetrwanie, dla młodych adeptów – argument w rozmowie z rodzicami, że nauka plecionkarstwa to nie strata czasu.
Pozostaje pytanie, czy instytucjonalne uznanie nie zamieni żywej tradycji w skansen. UNESCO wymaga od państw sygnatariuszy aktywnej ochrony wpisanych praktyk, ale historia zna przypadki, gdy nadmierna formalizacja zabiła spontaniczność rzemiosła. Polskie plecionkarstwo czeka test – czy przetrwa jako autentyczna praktyka kulturowa, czy stanie się jedynie certyfikowanym produktem turystycznym.
FacebookInstagramTikTokX