Nolan, Scorsese, Waititi, Jonze i inni. Krótkometrażowe filmy znanych reżyserów dostępne on-line

23-03-2020
Nolan, Scorsese, Waititi, Jonze i inni. Krótkometrażowe filmy znanych reżyserów dostępne on-line
fot. YouTube (screen)
Według niektórych największą sztuką jest zamknąć wielki talent w małej formie i jest w tym pewnie trochę racji. Z drugiej strony krótkie metraże często stają się dla reżyserów przepustką do świata wielkiego filmu. Jedno jest pewne: gdy skończycie już ulubiony serial na Netfliksie i obejrzycie wszystkie blockbustery na HBO GO, warto zwrócić wzrok w stronę filmów krótkometrażowych, które przy ograniczonej formie, dają możliwość obcowania z nieograniczoną wyobraźnią.
1/9
David Lowery, „Pioneer”
Nie ma chyba bezpieczniejszej przestrzeni dla dziecka niż jego własny pokój (zwłaszcza z rodzicem u boku). „Pioneer” pokazuje intymny moment, kiedy ojciec opowiada synowi bajkę na dobranoc. Jest księżniczka, jest książę, odnaleźć da się nawet smoka. Nietypowe jest tylko to, że bajka nie ma klasycznego happy endu, a jej bohaterami są prawdziwi ludzie.
Taika Waititi, „Two Cars, One Night”
Parking przy pubie gdzieś w Nowej Zelandii nie brzmi jak wymarzona lokalizacja dla filmu. Taika Waititi w swoim czarno-białym krótkim metrażu wydobył jednak z tego miejsca pewien rodzaj surowego uroku, który świetnie podkreślił relację rodzącą się między bohaterami. Wizję reżysera doceniła w 2005 roku Akademia Filmowa – Waititi otrzymał wtedy swoją pierwszą nominację do Oscara.
Nacho Vigalondo, „7:35 in the Morning”
Nacho Vigalondo, „7:35 in the Morning”
Chyba każdy, kto choć raz w życiu oglądał musical zna ten motyw – wszyscy na ekranie nagle zaczynają śpiewać i tańczyć idealnie zsynchronizowaną choreografię. O 7:35 rano wydarzenia mogą jednak przybrać nieoczekiwany bieg, a kawiarnia, w której codziennie jemy śniadanie i czytamy gazetę stać się świadkiem tyleż groteskowych, co dramatycznych scen.
Christopher Nolan, „Doodlebug”
Zanim Nolan zaczął tworzyć kasowe, dwugodzinne filmy pokroju „Mrocznego Rycerza”, kręcił dwuminutowe krótkie metraże. „Doodlebug” opowiada historię mężczyzny, który próbuje zabić robaka biegającego po mieszkaniu. Przy pomocy prostych efektów wizualnych film pokazuje relację siły, która może zmieniać się w bardzo dynamiczny sposób.
Martin Scorsese, „The Big Shave”
Rutyna każdego dnia: mężczyzna idzie do łazienki i goli się. Tak w skrócie opisać można fabułę filmu Scorsese. Gdy jednak dowiemy się, że nakręcony w 1967 roku „The Big Shave” jest komentarzem w sprawie udziału Stanów Zjednoczonych w wojnie w Wietnamie, prozaiczna czynność z użyciem ostrza zdaje się zyskiwać nowy, zaangażowany społecznie wymiar.
Tim Burton, „Vincent”
Animacja Tima Burtona z 1982 roku jest jednocześnie pełna dziecięcego uroku i mroku rodem z „Gabinetu doktora Caligari”. „Vincent” opowiada o sile dziecięcej wyobraźni – przedstawia historię siedmioletniego chłopca, który chce być jak Vincent Price i zaczytuje się w powieściach Edgara Alana Poego, a w wolnych chwilach przeprowadza eksperymenty na swoim psie. Czyż nie brzmi to jak wspomnienie z dzieciństwa samego autora?
Spike Jonze, „Welcome Home”
Film Spike’a Jonze’ego jest dowodem na to, że z sukcesem można połączyć biznes z artystyczną wizją. Czterominutowy spot, w którym występuje FKA Twigs, jest tak naprawdę elementem kampanii promocyjnej Apple HomePod. Podczas tego krótkiego nagrania możemy obserwować umiejętności taneczne piosenkarki, ale przede wszystkim podziwiać efekty niesamowitej wyobraźni reżysera.
Marshall Curry, „The Neighbors’ Window”
W każdym z nas drzemie pierwiastek podglądacza. Sprawia on, że obserwując innych ludzi, odczuwamy specyficzny rodzaj satysfakcji. Równocześnie pojawia się też mimowolna chęć porównania ich do nas samych. W filmie Marshalla Curry’ego rama okna sąsiadów z naprzeciwka wyznacza niemalże ramę ekranu, na którym codziennie oglądamy ulubiony serial. W tym wypadku jest to serial pokazujący mnogość odcieni życia pod jednym dachem – od szczęścia do nieopisanej tragedii.
Ana Lily Amirpour, „Yo! My Saint”
Film Amirpour to kolejny dowód na to, jak komercja i artyzm mogą iść ze sobą w parze. Szczególnie jeżeli przy jego tworzeniu biorą udział dyrektorzy kreatywni Kenzo oraz Karen O. „Yo! My Saint” pokazuje, jak moda, muzyka i film mogą się dopełniać, tworząc obraz osadzony w azjatyckim krajobrazie rozświetlonym neonami.
/tekst: Filip Janiak/
FacebookInstagramTikTokX