Lepsze niż filmy i obrazy! Gry komputerowe coraz częściej spełniają funkcję sztuki
27-09-2021


fot. No Man's Sky
Gry komputerowe to tylko zabawa, w dodatku nie najmądrzejsza? Dajcie spokój! Mamy 2021 rok i już od dawna wiadomo, że gry to taka sama gałąź kultury i sztuki, jak kino, literatura, malarstwo czy fotografia. To medium, które ma swoje określone możliwości, cechy szczególne i dynamikę rozwoju, co odróżnia je od innych mediów, ale w żadnym wypadku nie czyni gorszym. Zresztą producenci gier przekonywali nas już o tym nie raz i nie dwa, po prostu wypuszczając fenomenalne tytuły, które nie tylko wciągają, ale także pozwalają się zachwycić albo skłaniają do myślenia. Niestety przez niesprawiedliwe stereotypy wciąż nie każdy traktuje gry wystarczająco poważnie. Właśnie dlatego postanowiliśmy dać kilka wyraźnych przykładów, że gry mogą wiele i już najwyższa pora, by zacząć traktować je jak sztukę. I to nie tylko w zaciszu własnego domu, ale wszędzie.
Pierwszym i chyba najważniejszym mitem, który wciąż pokutuje w myśleniu o grach, jest twierdzenie, że większość gier to bezmyślne, zręcznościowe „nawalanki”. No właśnie – to mit. Przykładów, które mu przeczą, są (bez przesady) tysiące. Jako koronnego argumentu możemy użyć faktu, że jednym z najpopularniejszych obecnie rodzajów gier są tzw. sandboksy, czyli tytuły, które nie prowadzą gracza za rączkę przez niezmienny scenariusz, ale dają mu dużą swobodę zachowania się w ogromnych, stworzonych przez producentów światach. Prawie każdy słyszał o takich superprodukcjach, jak „Red Dead Redemption 2”, „GTA 5”, serii „Assassin's Creed”, czy polskich „Wiedźmin 3: Dziki gon” albo „Cyberpunk 2077”. Łączą je właśnie ogromne, otwarte, wypełnione tajemnicami światy, które gracz może przemierzać, niekoniecznie oglądając się na główną oś fabularną. Co gracz będzie w tych światach robił – zależy tylko od niego, może być jednak pewien, że napotka tam całą zgraję ciekawych bohaterów, z którymi będzie mógł wejść w interakcję. Są również sandboxy, takie jak „No Man's Sky”, w których w ogóle nie ma miejsca na walkę ani fabułę – chodzi „tylko” o zwiedzanie fantazyjnych światów. A właściwie „aż”, bo dzięki wyobraźni twórców takie zwiedzanie w zupełności wystarczy, by rozgrywka była pasjonująca.
Gry jak filmy, a nawet jak powieści
Drugą największą zaletą sadboksów jest to, że – o ile zdecydujemy się wykonywać misje z głównego wątku – często są one wyposażone w fabułę, która niczym nie ustępuje produkcjom filmowym. Po dowody nie trzeba sięgać daleko. Gra „Wiedźmin 3: Dziki Gon” jest pod względem fabularnym o wiele, wiele lepsza niż odnoszący sukcesy serial Netfliksa. Wspomniane „GTA 5” to z kolei znakomita, szalona, postmodernistyczna zabawa konwencją filmów gangsterskich, zaś „Red Dead Redemption 2” prezentuje postaci pogłębione niczym w dobrym filmie, a do tego wielokrotnie zaskakuje gracza zwrotami akcji, których ten po prostu nie ma prawa się spodziewać. A przecież są też inne, niesandboksowe mainstreamowe gry, których fabuła równa do najlepszych – choćby wzruszająca seria „Last of Us” albo „God of War” – zarówno w opinii krytyków, jak i graczy jedna z najlepszych gier ostatnich lat, doceniana tak samo za system walki, jak za fabułę traktującą o ojcostwie i czasami niełatwych relacjach ojca z synem. W ostatnich latach gry zaczęły zbliżać się do filmów także w innym sensie – zaczęli występować w nich znani aktorzy i inni artyści. Przykłady? Choćby Keanu Reeves czy Grimes w polskim „Cyberpunku 2077” albo Mads Mikkelsen czy Lea Seydoux w „Death Stranding”.
A przecież na razie wspominamy tylko o grach typu AAA, czyli wysokobudżetowych superprodukcjach, growym odpowiedniku hollywoodzkich filmów. Obok nich jest też cały świat gier niezależnych – nieoczywistych i eksplorujących tematy, których próżno szukać w mainstreamowych produkcjach. Sensacją ostatnich miesięcy jest „Disco Elysium”, czyli gra estońskiego studia ZA/UM, które na równi z programistami tworzą pisarze, poeci i artyści. Produkcja podejmuje wiele spośród najważniejszych tematów współczesności (jest bardzo polityczna!), a dialogów z napotkanymi postaciami jest tyle, że na pewnym poziomie granie w „Disco Elysium” przypomina czytanie pasjonującej i opasłej powieści. A to przecież tylko jedna z produkcji. Są też na przykład takie tytuły jak „Firewatch”, którą to grę bez cienia przesady można nazwać grą i dramatem-obyczajowym w jednym, albo „Heaven's Vault” – gra traktująca o przygodach archeolożki, która wcale nie polega na skakaniu przez przeszkody i unikaniu niebezpieczeństwa, ale na... odczytywaniu starożytnych inskrypcji zapisanych w nieznanym nam dotąd języku.
Gry niczym malarskie fantazje
Gry komputerowe nie są jednak sztuką, tylko dlatego, że potrafią opowiadać świetne (i zależne od gracza) historie. Są nią także z innego powodu – bywają po prostu piękne, zapierają dech w piersiach swoją stroną wizualną. Oj tak, wiemy, co mówimy. Żeby jednak rzeczywiście tak było, potrzebny jest sprzęt, który jest w stanie rzeczywiście udźwignąć wszystkie detale, nie tracąc przy tym płynności. Czyli, mówiąc po ludzku, albo superkomputer albo – co o wiele częstsze – któraś z najnowszych konsol i świetny telewizor. Na przykład taki, jak LG OLED C1 o przekątnej 48 cali. Model został niedawno wyróżniony przez stowarzyszenie EISA jako najlepszy telewizor gamingowy, co tylko potwierdza, że jest wprost stworzony, by wyświetlać najlepsze, najnowsze i najbardziej wymagające gry.
Przy wyborze telewizora gracz powinien przede wszystkim zwracać uwagę na walory obrazu i płynność ruchu. Tak się składa, że wymieniony powyżej model z serii LG OLED wypada w tych kategoriach świetnie, bo wyróżniają się najlepszymi technikami synchronizacji i odświeżania obrazu ze zmienną częstotliwością stosowanymi w monitorach gamingowych. Zdumiewającą płynność obrazu zawdzięczają one układom synchronizacji obrazu NVIDIA G-SYNC i AMD Radeon FreeSync oraz funkcji VRR (Variable Refresh Rate). Brzmi skomplikowanie? No cóż, ważne, że działa! Z kolei funkcja HGiG (to odpowiednik HDR dla gier) sprawia, że gracz dostrzeże na ekranie detale, które na gorszym sprzęcie byłyby zwyczajnie niewidoczne. Do tego oczywiście słuszny rozmiar – poza wspomnianą już przekątną 48 cali, można wybierać z całej gamy możliwości – LG OLED C1 dostępny jest także w rozmiarach 55, 65, 77 i 83 cale, co z pewnością pozwoli cieszyć się najlepszymi grami w pełnej krasie!
Po co to wszystko? Oczywiście po to, żeby zachwycić się tym, co przygotowali dla nas pracujący dla najlepszych game-developerów artyści wizualni! Tytuły można by było wymieniać w nieskończoność, bowiem najlepsi producenci wprost prześcigają się w tym, by ich gry wyglądały zjawiskowo – stąd wszelkie zestawienia gier z najlepszą grafiką wprost pękają w szwach. Jeśli o to chodzi, często im tytuł nowszy, tym lepiej wyglądający, ale jednak my – nienałogowi gracze – podamy przykłady tytułów, które są już na rynku od jakiegoś czasu, ale za to najbardziej zapadły nam w pamięć. Weźmy wspomniany już epicki western z otwartym światem, czyli „Red Dead Redemption 2” – rozgrywka jest pasjonująca, ale mimo to często zdarzają się momenty, kiedy gracz po prostu zagapi się i wpatruje w krajobraz ukazany na ekranie. Serio, nie ma w tym przesady. Grając, chwilami możemy poczuć się, jakbyśmy oglądali świetnie nakręcony film przyrodniczy, a innym razem, jakby któryś z obrazów Caspara Davida Friedricha ożył (a my możemy się tylko zastanawiać, co znany niemiecki twórca romantyczny robił w Stanach Zjednoczonych?). Wolicie klimat post-apokaliptyczny? Nie zawiedziecie się, odpalając „Death Stranding”. Macie ochotę na science fiction i przytłaczającą wizję metropolii przyszłości? Zadowoli was polski „Cyberpunk 2077”.
Udało nam się przekonać was, że gry to jak najbardziej sztuka? Mamy nadzieję. My już od dawna jesteśmy pewni tej tezy. Właściwie problem jest tylko jeden – jako ludzi od lat uzależnionych od sztuki, czasami trudno nas oderwać od ekranów. Nie narzekamy jednak, tym bardziej że tu też z pomocą przychodzą telewizory z serii LG OLED – otrzymały one certyfikat organizacji TÜV Rheinland potwierdzający brak migotania obrazu i niski, zaledwie 29-procentowy poziom emisji niebieskiego światła, które jest szkodliwe dla oczu. Czyli... czujemy, że wchodząc na całego w fikcyjne światy, wcale aż tak dużo nie ryzykujemy...
Polecane

Wirtualna przyszłość mody. Pokazy coraz częściej oglądamy na ekranie, ale czy tak zostanie?

Radiohead stworzy wirtualną wystawę, która trafi... na konsolę PlayStation

10 powodów, dla których warto kupić 106. wydanie K MAG-a „Cabaret”

Nowa adaptacja „Makbeta" już wkrótce. Trailer filmu Joela Coena budzi niepokój

Plama na pejzażu. Wilhelm Sasnal, Olga Kisseleva i dwie wystawy o pamięci w Polsce i Ukrainie
Polecane

Wirtualna przyszłość mody. Pokazy coraz częściej oglądamy na ekranie, ale czy tak zostanie?

Radiohead stworzy wirtualną wystawę, która trafi... na konsolę PlayStation

10 powodów, dla których warto kupić 106. wydanie K MAG-a „Cabaret”

Nowa adaptacja „Makbeta" już wkrótce. Trailer filmu Joela Coena budzi niepokój
