Advertisement

Syndrom męczennika. Epidemia tęsknych mężczyzn

Autor: Magda Chemicz
22-12-20251 min czytania
Syndrom męczennika. Epidemia tęsknych mężczyzn
„Melancholia„ Edwarda Muncha
Motyw „yearning men” nie jest niczym nowym. Dziś nie chodzi już jednak o bezpośrednich, tęskniących za miłością romantyków ani herosów, którzy by zdobyć kobiece serca podbijali narody. Teraz w modzie jest emocjonalność i kompleks męczennika.
W social mediach już od dłuższego czasu da się usłyszeć głosy postulujące ponowną popularyzację tęsknych mężczyzn. Mężczyzn, którzy widzieliby świat przez pryzmat swojego cierpienia i manifestowali wielką miłość do osoby partnerskiej – poprzez gesty, słowa i romantyczne prezenciki.
W social mediach już od dłuższego czasu da się usłyszeć głosy postulujące ponowną popularyzację tęsknych mężczyzn. Mężczyzn, którzy widzieliby świat przez pryzmat swojego cierpienia i manifestowali wielką miłość do osoby partnerskiej – poprzez gesty, słowa i romantyczne prezenciki.
Przeciwnicy szufladek wysuwali argument, że ten motyw może mieć mizoginistyczne konotacje. Jednak pokolenie Z podchodzi do tego inaczej: akceptuje, a nawet pożąda tęskniącego mężczyzny, pragnąc emocjonalnej głębi za wszelką cenę.
Jest to jednak mocno wyidealizowany, krzywdzący obraz. Podobnie jak szukanie autystycznej kobiety, szukanie tęsknego mężczyzny polega na romantyzacji zaburzeń – w tym przypadku depresji, niskiej samooceny i zależności emocjonalnej.

Czytaj Także

System chce nauczyć nas kochać, ale robi to na złych przykładach

Wychowani na bajkach Disneya, w których książę ratuje księżniczkę nawet z najtrudniejszych sytuacji, bo czuje, że nie może bez niej żyć, wchodzimy do szkoły średniej. Tam dostajemy kolejną dawkę obsesyjnej propagandy – Werter, popełniając w powieści Goethego samobójstwo z niespełnionej miłości staje się wzorem kanonicznym, którym inspirują się kolejni twórcy.
Kordian i Gustaw z IV części „Dziadów” lamentujący i próbujący, podobnie jak Werter, zakończyć swój żywot, czy Jasio i Karusia, których miłość była silniejsza niż śmierć to najszerzej omawiane przykłady miłości w naszej edukacji.
Gdy dodamy do tego wizję miłości, którą widzimy w mediach, nie powinniśmy być zdziwieni romantyzacją konkretnego typu mężczyzny.

Co ma wspólnego „Frankenstein” z „Wichrowymi Wzgórzami”?

Właśnie tęsknego mężczyznę. W powieści Mary Shelley był nim potwór Frankensteina, zaś u Emily Brontë – Heathcliff. Obu możemy wyobrazić sobie stojących samotnie na skraju klifu, patrzących w przestrzeń, z samotną łzą spływającą po policzku.
„Frankenstein” doczekał się nowej interpretacji w październiku tego roku, zaś na „Wichrowe Wzgórza” poczekać musimy jeszcze do lutego. Co ciekawe, w obu rolach zobaczyć możemy tego samego aktora – Jacoba Elordiego.
W tegorocznej ekranizacji „Frankensteina” Potwór już nie tylko tęskni do miłości, ale też jej doświadcza. Sceny, w których ściąga z dłoni Elżbiety rękawiczki lub daje jej liść, są przepełnione zachwytem i błogosławieństwem – pełen nienawiści do siebie uzależnia się emocjonalnie od partnerki i patrzy na nią jak na bóstwo.
Heathcliffa wiele łączy z Potworem. On również przez okrucieństwo otaczających go ludzi stał się antybohaterem i wybrał drogę zemsty zamiast uzdrowienia. W obliczu nieudanego romansu staje się gorzki i zapatrzony w swoje cierpienie.

Dzisiejsza rzeczywistość

Dzisiaj widząc tęskne spojrzenie w naszą stronę zastanawiamy się, czy może ono coś oznaczać. Dochodzimy jednak do wniosku, że gdyby chodziło o miłość, właściciel spojrzenia już by nas zaczepił. A jednak.
„Yearning men” to manifestacja tęsknoty za mężczyznami, którzy wykazują wrażliwość, otwartość emocjonalną i chęć inwestowania w relacje — cechy, które stają się coraz rzadsze w miarę indywidualizacji i optymalizacji każdego aspektu życia.
FacebookInstagramTikTokX
Advertisement