W kwietniu Starbucks zorganizował kampanię promocyjną, w ramach której klienci przy zakupie Iced Brown Sugar Oat Shaken Espresso w rozmiarze Grande mogli otrzymać darmowy, limitowany kubek z wizerunkiem Snoopiego - bohatera kultowych Fistaszków. Akcja cieszyła się ogromną popularnością, a kubki rozeszły się w mgnieniu oka. Jednak już po kilku dniach internet zalały ogłoszenia na Vinted i OLX - ceny sięgały nawet 100 zł za sztukę.
TikTok i inne platformy społecznościowe zareagowały błyskawicznie. Komentarze pod filmikami krytykującymi tę praktykę nie pozostawiały złudzeń – wielu użytkowników widzi w tym nieetyczne wykorzystywanie limitowanych akcji do osobistego zysku.
Magda Butrym x H&M – historia, która się powtarza
Kubkowe zamieszanie przypomniało też sytuację z premiery kolekcji Magda Butrym x H&M. Kolekcja była szeroko dostępna, a ceny przystępne - od kilkuset złotych za sztukę. Mimo to, ubrania w mgnieniu oka wyprzedały się online, a platformy resale’owe zalały ogłoszenia z tymi samymi ubraniami - tyle że za cztery, pięć, a nawet dziesięć razy wyższe ceny.
Choć oryginalne ubrania Magdy Butrym kosztują kilka tysięcy złotych, ta kolekcja miała być inkluzywna i łatwiej dostępna. Jednak efekt był odwrotny – wielu klientów nie miało szans kupić ich w pierwotnej cenie, bo zadziałała ta sama mechanika: hurtowy zakup z myślą o dalszej odsprzedaży.
Influencerzy dzielą się za złotówkę. Tylko na chwilę
Nowym trendem na Vinted jest akcja, w której influencerzy wystawiają rzeczy otrzymane w paczkach PR-owych za symboliczną złotówkę. Ma to być forma podziękowania widzom - podzielenia się nadmiarem rzeczy zdobytych dzięki zasięgom. Pomysł świetny, intencje dobre - ale rzeczy z tych „złotówkowych aukcji” szybko pojawiają się w ogłoszeniach z regularnymi, sklepowymi cenami. Kupujący wykorzystują okazję do
łatwego zysku. W komentarzach nie brakuje głosów rozczarowania:
„Czy naprawdę wszystko musi się zamieniać w biznes?”.
Vinted – kiedyś społeczność, dziś marketplace
Nie jest to pierwszy raz, gdy użytkownicy Vinted są oskarżani o spekulację. Aplikacja, która miała promować ideę „drugiego życia” dla ubrań, coraz częściej staje się miejscem, gdzie nowo kupione rzeczy są wystawiane z dużą przebitką. Internauci podnoszą głosy, że platforma straciła swój pierwotny sens - dziś to raczej alternatywa dla Allegro czy OLX niż miejsce wymiany i recyklingu.
W dużych miastach podobny los spotkał lumpeksy – kiedyś tanie źródło unikatowych ubrań, dziś często oferujące modę vintage w cenach butikowych.
A co na to prawo?
Sprzedaż własnych używanych rzeczy na Vinted nie podlega opodatkowaniu, jeśli były w posiadaniu sprzedającego dłużej niż sześć miesięcy. Podatek może pojawić się dopiero, gdy ktoś sprzedaje przedmioty drożej, niż je kupił, a jego roczny dochód przekroczy 30 000 zł. Dodatkowo Vinted musi raportować dane użytkowników organom podatkowym w ramach unijnej dyrektywy DAC7, ale samo zgłoszenie nie oznacza obowiązku zapłaty podatku. W praktyce sprzedaż takich rzeczy jak kubek ze Starbucksa jest więc legalna - nawet jeśli budzi dyskusje o etyce i idei platformy.
Biznes czy pazerność?
Z jednej strony trudno się dziwić. Ludzie chcą zarobić, wykorzystują okazje. Ale z drugiej - coraz więcej osób odczuwa zmęczenie tą nieustanną pogonią za zyskiem, nawet kosztem idei, które miały promować społeczność, równość dostępu czy zrównoważony rozwój.
Czy darmowy kubek z kawą rzeczywiście powinien kończyć jako produkt premium? I czy akcje, które miały być gestem, nie zamienią się przez to w kolejne zbiory na zysk dla najszybszych i najbardziej cwanych użytkowników platform sprzedażowych? Póki co, trend wydaje się jasny – każdy gest, każda kolekcja, każda okazja może być przemieniona w okazję do zarobku. Pytanie tylko, jak długo jeszcze marki i twórcy będą gotowi dzielić się „gratisami”, wiedząc, gdzie te gratisy finalnie trafiają.