„Stracone złudzenia" w kinach [recenzja]
18-08-2022
Czy można mieć wystarczająco dużo siły, by podnieść się po rozczarowaniu? To trudne, ciężkie, bolesne, ale nie niemożliwe. Skąd ta pewność w stwierdzeniu Balzaca? Niewielu dostrzega w upadku siłę, boską moc. Zuchwali zaś podążają za zasługami, które co rusz czekają na nich ślepo za rogiem. Podobnie kroczy Lucien de Rubempré, gdzie w ,,Straconych złudzeniach” uosabia on archetyp tragicznego kochanka — nie mylić z pisarzem.
Opis filmu zachęca widza do wejrzenia w historię głównego bohatera. Pomimo przyziemnych cech, w Lucienie bije szlachetność umysłu, bystre spojrzenie i nieuchwytny czar. Już pierwsze sceny filmu prowadzą nas do pierwotnych korzeni młodzieńca. Sielskość natury i powiew wiatru kołysze złociste zboże, a wśród nich nasz niestrudzony poeta, artysta nawet można rzec — pisarz. Przechadza się on polną drogą bez celu, nie wiedząc o tym, że za błękitnym niebem, czeka na niego coś znacznie więcej. Nie jest on w stanie nazwać tego stanu, uchwycić ani pojąć rozumem. Naiwni by mogli sądzić, że ścieżka, za którą podąża Lucien, zostaje utkana z nici zwanej aktem twórczym. Nie jest to do końca prawda, gdyż we wszelkich poczynaniach, którymi kieruje się nasz bohater, przejawia się szczerość serca, uczuć — a one same w sobie niosą ładunek emocjonalny. Pierwsze porywy twórcy doprowadzają Luciena niemal na sam szczyt, ale on sam będąc niedoświadczonym młodzieńcem, niewiele jest w stanie skorzystać z zaszczytów, które na niego spadają. Xaviery Giannoli w ,,Straconych złudzeniach” ukazuje nam pasmo uczuć, którymi uwikłani są bohaterowie, a młodzieńcza miłość okazuje się złotym biletem dla nas. Niestety bilet ten nie ma drogi powrotnej. A pierwsza miłość, jak każda inna, kończy się klęską — w przypadku głównego bohatera, klęska staje się początkiem jego odrodzenia.

udostępnij